Dzisiejszy dzień pod tytułem: ja driver.
Wstaje człowiek kulturalnie rano. Odpala jakimś cudem swojego grata, jedzie po świece, wymienia te świece, dostaje telefon, bierze Sprintera i jedzie do międzyrzecza, tam spędza czas do 21, potem wraca jakimś ledwo jeżdżącym escortem... magia.
Oczywiscie w escorcie nie działała dmuchawa, czyli trochu nam sie zmarzło, citroen zamarznięty ale w końcu odpalił jak człowiek:P i z zamarzniętą szybką do domu...
Fajnie, teraz odmarzam i zaraz lulu :P