photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 19 KWIETNIA 2010

Wszystko jest dobrze cz. 2

Na zdjęciu autor podczas pobytu w... lato 1990

Dla wielu z naszego środowiska, gwożdziem do trumny stał się przygotowany na potrzeby Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, raport Ekorozwój Polska-2020- różnorodne symulacje i analizy ukazały ,że można mówić tylko o różnych wariantach ekoregresu ( patrząc teraz z perspektywy lat widzę, iż niestety, ale wiele diagnoz się sprawdziło). Byliśmy już zmęczeni  i działalnością w latach 80-tych, i przebijaniem się przez gąszcz przepisów, indolencją urzędników, obojętnością lub wyrachowaniem polityków. Cały czas żyliśmy ideą, teraz przyszedł czas znalezienia pomysłu na własne życie. Choć pomysły były różne  najczęściej sprowadzały się do osiedlenia, na różnych zasadach, na wsi .Zaczęły się pojawiać wspólnoty wiejskie zorganizowane wobec określonego celu- np. .ekowioska Dąbrówka, wioska artystyczna Wolimierz, czy tez grupa rękodzielników z Warmii. Można by te zjawisko nazwać nową formą emigracji wewnętrznej wobec tej pierwotnej, z lat 80-tych.

W tym czasie zostałem zostałem eksmitowany z pustostanu, w którym mieszkałem od kilku lat i przeniosłem się do piwnicy ,gdzie dawniej mieściła się drukarnia Ruchu Wolność i Pokój. Znowu nie miałem pieniędzy i znowu głodowałem. Właściwie żyłem dzieki pomocy moich znajomych. I dzięki nim udało mi się otworzyć własną firmę. Nazywała się Manasnieba- wyroby z różnych światów. Idea była prosta- pieniądze jak manna z nieba, dzięki sprzedaży- oprócz typowej galanterii z Indii czy Peru- różnych klimatycznych przedmiotów jak np. deszczowe kije znad Amazonki, indiańskie tipi ,krawieckie przyborniki z Tybetu, stroje dla elfów i krasnali. Do tego- zasilane z dochodu : koncerty, warsztaty artystyczne, spotkania kulinarne, księgarnia, dystrybucja muzyki etnicznej, wspólne imprezy z klientami - wszystko pod hasłem spotkań z różnymi wymiarami innych kultur .Za kilka lat tego typu działania powszechnie nazywane będą pakietem lojalnościowym, integrowaniem zespołu, inwentami, itp. i umieszczone w kontekście gospodarki zasobami ludzkimi Ja inspirowałem się Abramowskim i spółdzielcami żoliborskimi, no i miałem zupełnie inne intencje  nikomu z naszej bajki do głowy by nie przyszedł tak cyniczny eufemizm na przedmiotowe traktowanie człowieka ( ilekroć słyszę o gospodarce zasobami, od razu przychodzą mi na myśl pracujacy niewolniczo ludzie zesłani do łagrów czy też do niemieckich obozów pracy).

Po kilku miesiącach działalności- oprócz sklepu firmowego - miałem już sieć stoisk w miejscowościach nadmorskich i blisko 30 pracowników. Z nich wytworzyło się środowisko, które szczególnie muzycznie- nadal jest aktywne w Trójmieście.

Z biegiem czasu coraz trudniej było mi się w tym opamiętać- głowa była pełna rachunków, terminów, faktur i ...kolejnych pomysłów. Przekazałem firmę swoim pracownikiem i udałem się na blisko rok do Indii. Tak bez konkretnego celu- dla samego faktu podróży, pozwolenia sobie na bycie i dzianie się. No i działo się  imprezowałem na Goa, leczyłem się z ran w zagubionej gdzieś w Himalajach wiosce, mieszkałem prawie 2 miesiące w slumsach k. Benares, jeżdziłem jako riksiarz w Kathmandu .Los rzucił mnie również do słynnego tybetańskiego klasztoru w Rumteku (Sikkim). Jeden z jego przełożonych, dowiedziawszy się ,iż w tym dniu przypadają moje urodziny, zaproponował mi specjalną tybetańską wróżbę mo- argumentując ,że jest to najlepszy dzień do tego typu praktyk. Ucieszyłem się niewymownie, palec Boży !- w takim miejscu , w taki sposób wreszcie znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. A szczególnie to jedno- kiedy skończy się takie  delikatnie mówiąc- porypane życie ? i czy mam szansę prowadzić jakieś normalne, ustabilizowane ?.

Wróżbitka podobna była znakomita , ale niestety mówiła jakimś rzadkim narzeczem. Pomiędzy nami ustawił się sznureczek tłumaczy  przekładających na kolejne dialekty i języki. Jej wypowiedż była długa  cieszyłem się ,że już wkrótce będę miał wszystko wyjaśnione-dokładnie i całkowicie. Niestety praca tłumaczy ,jakkolwiek przypominała zabawę w głuchy telefon miała jedną wadę- każde tłumaczenie było coraz krótsze. Na tyle, że od znajomej Polki (przekładającej z angielskiego na nasz), usłyszałem na sam koniec :

  • Nie martw się. W końcu wszystko będzie dobrze.

I już i tylko tyle.Idż teraz mój ty Koziołku-Matołku dalej szukać swojego Pacanowa.- pomyślałem .

Wróciłem z Indii wzbogacony jednak o cudowne doświadczenie mocy życia . Trudno to jednym słowem określić , ale można to tak umownie nazwać. W brudnych, hałaśliwych, przypominających sen szaleńca Indiach  doświadczasz niezwykłego stanu wolności. Możesz być każdym na jakiego sobie pozwolisz  nie starasz się być grzecznym, sympatycznym, kulturalnym kolesiem  i nie daj Boże , jeszcze na dodatek politycznie poprawnym. Po prostu-żyjesz a więc doświadczasz i wyrażasz swoje uczucia w nieskrępowany sposób. I w pewnym momencie ciało staje się żywe i rozwibrowane  wolne od setek nakazów, zakazów, konwencji , którymi jest naszpikowana nasza kultura. Oczywiście można taki stan odrzucić  bo wymusza na nas byciem autentycznym, a to już jest trudne dla zindriustralizowanych Białych, można go tez nie znależć  jeśli szukamy u różnych guru czy w wyciszonych medytacjami aszramach. Odnajdziesz moc i poczucie wolności tylko na ulicy- smrodliwej, roztańczonej, gwałtownej, nieprzewidywalnej. Łapiesz tego specyficznego bakcyla i ...musisz już tam powracać. Choć jednocześnie masz dość tego kraju i zarzekasz się ,że nigdy tu twoja noga już nie stanie. Oczywiście do następnego razu ....

Wróciłem z tej krainy intensywnych, skrajnych zapachów , kolorów, zachowań; gdzie brak tylko jednego- umiarkowania , do naszego kraju nadal szarego, nadal wiążącego cię w jakimś nieuchwytnym betonie, który sprawia, że wszystko wydaje się takie ciężkie i trudne do uzyskania. Do rządów wróciła również (post)komuna  cudownie wygrywając sentymenty za Perelem. Nie mogłem się odnależć. Pragnąłem mocnego, konkretnego wysiłku a jednocześnie krzepiącego , z wewnętrzną przestrzenią .pozwalającą doświadczać ważności naszej egzystencji. Decyzja była prosta wyjeżdżam-na pustynię  najlepiej do Timbuktu.

Tym razem miałem ze sobą 17 $ i pomysł ,aby wraz z towarzyszącą mi dziewczyną znależć jakąś dorywczą pracę w Hiszpanii, by zarobić na dalszą podróż. Zderzenie cywilizacji nastąpiło już w Kraju Basków . Dwaj uczynni i kulturalni Arabowie ,którzy wzięli nas na stopa i zapewnili hotelowy pokój , wieczorem zażądali zapłaty czyli mojej dziewczyny. W czasie bójki ,aby móc wezwać policję- wyskoczyłem z 2 piętra. Policja przyjechała błyskawicznie, gorzej było ze moją nogą  okazała się paskudnie złamana .Następne kilka miesięcy musiałem spędzić w Hiszpanii , zarówno ze względów medycznych, jak i prawnych  Arabowie okazali się poszukiwanymi przez Interpol przemytnikami narkotyków. Tu doświadczyłem wstrząsu- że mogę być traktowany jako Obywatel .Sędzia prowadzący sprawą był oburzony, iż mimo 1,5 miesięcznego pobytu w szpitalu nie otrzymałem ze strony polskiej ambasady (powiadomionej o wypadku) jakiejkolwiek pomocy-materialnej i prawnej. Wystosował on nie tylko pismo interwencyjne do ambasady, ale również do MSZ z skargą na brak starań ze strony placówki RP wobec jej obywatela. A oprócz tego (mimo, że jeszcze nie było orzeczenia o winie) przyznał mi część skonfiskowanych u Arabów pieniędzy, do czasu gdy otrzymam pomoc z ambasady. Nie mogłem w takie zaangażowanie uwierzyć  nie mogłem sobie wyobrazić polskiego urzędnika potrafiącego wyjść w sytuacjach niecodziennych poza standartowe przepisy na to nie pozwalają Wręcz przeciwnie .Nasza administracja świetnie kontynuowała tradycję swoich pruskich i rosyjskich poprzedników co najmniej obojętnie, często pogardliwie lub z poczuciem wyższości odnoszących się do petentów. Spadek po rosyjskim zaborze tkwi w naszych duszach. Często nieświadomie realizujemy słynny ukaz Piotra I nakazujący włościanom w obliczu urzędnika przyjąć durną i pokorną postawę, aby nie przeszkadzać mu w podjęciu właściwej decyzji .I w Perelu i za szanownej RP paczka kawy, bombonierka albo inna korzyść pomaga uzyskać nam coś do czego mamy i tak niezbywalne prawo, a urzędnicy zapominają ,że są utrzymywani z naszych podatków i zamiast pełnić rolę służebną , starają pokazać swoją władzę .Dopiero w ostatnich latach, powoli, z wielkimi oporami przyjmuje się zasada indywidualnej odpowiedzialności pracowników urzędów za swoje arbitralne decyzje. Kontakty z hiszpańskimi instytucjami (aby było ich sporo) pokazały mi, że można być traktowanym po ludzku-życzliwie , bez wrogości i programowej podejrzliwości .

Informacje o pomorzanin77


Inni zdjęcia: Sunset quen;) patkigd... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Bizu vullgarisBizu vullgarisAleja lipowa andrzej73Istota docelowa shyne