Postnowiłem przedstawić odwiedzjącym mojego bloga sylwetkę mojego przyjaciela Tomasza Piotra Burka, a właściwe od ponad roku Borewicza. Człowieka, z którym moje kręte ścieżki życiowe niejednokrotnie się skrzyżowały.Spotkania te oraz wspólnie podejmowane inicjatywy były wielce inspirujące... Tekst ten ma charakter autobiograficzny i obejmuje okres 20 lat sięgając początków naszej znajomości, miał się ukazać w Gazecie Wyborczej ale jakoś do tego niedoszło... Na blogu zamieszczę go w kilku odsłonach. Miłej lektury :-) Na zdjęciu autor podczas wykładu "Wierzenia Słowian i Bałtów we wczesnymśredniowieczu" realizowanego podczas projektu Monteurbi na Grodzisku sopockim w 2005roku, do którego szczęśliwie go zaprosiłem.Jeżeli ktoś chciałby ten tekst gdzieś wykorzystać proszę o kontakt!!!
Ten mój pierwszy wyjazd to było czyste szaleństwo. Żadnych znajomych za granica, nieznajomość języków, dwa ciężkie plecaki pełne dokumentów i tylko...5 dolarów w kieszeni. Podróż odbywałem stopem, z służbowym paszportem Wyborczej*- mój osobisty był zatrzymany przez sb-cję. To z kolei była represja za działalność bojowo-rozrywkową ,m.in. udział w wip-owskiej inicjatywie Klub wieżnia granic- zbieraliśmy petycje, urządzaliśmy głodówki, itp. .z żądaniem paszportu dla każdego oraz możliwości swobodnego przekraczania granic ..
Głównym celem mojej podróży było włączenie europejskich ruchów ekologicznych do dzialań przeciwko budowie Żarnowca. Co nawiasem mówiąc mi się udało. Wkrótce potem został zorganizowany przez Greenpeace i Partie Zielonych Europejski Tydzień Protestu-w wyniku zmasowanych akcji protestacyjnych, blokad, petycji, czynionych na terenie całej zach. Europy, rzad Mazowieckiego podjął decyzję o zamknięciu jądrówki. Z kolei zielonych poruszył fakt zorganizowania w czerwcu 90, na terenie woj. gdańskiego referendum społecznego właśnie w tej sprawie. Referendum , jeśli chodzi o swój zasięg terytorialny i ilość osób biorących w nim udział nie miało swojego odpowiednika w innych krajach i było dla nich bardzo spektakularnym wyrazem naszej solidarności społecznej i obywatelskiego zorganizowania. W tej chwili jest to zupełnie zapomniane zdarzenie z czasów kształtowania się III RP.
Ale ciągnęło mnie również do wyjazdu również z ciekawości świata. Z ciekawości ludzi, smaków, kolorów, ubiorów, widoku ulic- słowem wszystkiego tego co do tej pory musiałem sobie wyobrażać, opierając się na opowieści ludzi, którzy wrócili stamtąd bądż na podstawie filmów lub materiałów telewizyjnych. Pamiętam np. .moje zresetowanie wyobrazni przy wypowiedzi szwagra , iż tam- w Berlinie Zach.-mają gazety wyłącznie zapełnione programami telewizyjnymi i kanał TV, emitujący cały czas muzykę. Jak to możliwe ? mamy tylko 2 programy TV-jak nimi wypełnić całą gazetę ? Skąd wziąść tyle muzyki może oni odtwarzają stare festiwale piosenki ? my np. .moglibyśmy oglądać powtórki sopotów i kołobrzegów...
Kilka następnych miesięcy pozwoliło mi ten zachód poznać bliżej, i to z wielu ciekawych perspektyw uczestnicząc m.in. w działalności organizacji pozarządowych, będąc goszczonym przez austriackich nazistów (takie zezowate szczęście- zostałem wzięty za delegata polskich ruchów nacjonalistycznych (sic !)),jak i dla odmiany- trafiając na Rainbow Family Gathering. To cykliczna, mistyczno-hippisowska impreza , na której pełno od wszelakich joginów, szamanów, czarownic, milośników środków psychoaktywnych, etc.etc.
Wracając z Austrii, trafiłem do Czechosłowacji aksamitnej rewolucji- czasu, gdy na moście Karola odbywały się całonocne, pełne trunków wszelakich, potańcówki, przy których jednocześnie dyskutowano o demokracji, przyszłości i kształtach wolności. Wtedy jeszcze, świeżo co wybrany prezydent Havel ,bez żadnej świty, chodził na piwo do swojej ulubionej gospody .Stała się ona miejscem występów wielu, działających do tej pory w podziemiu wykonawców z legendarną grupą Plastic People na czele.W czasie jednej z takich imprez, mój kompan od kufla wręczył mi odręcznie wypisany swistek papieru z zapewnieniem, iż pozwoli mi on wejść na ,mający się odbyć niebawem, koncert Stonsów .Kilka dni póżniej , nie mając nic do stracenia, udaliśmy się grupą znajomych pod stadion miejsce koncertu i .... zdębieliśmy. Papierek miał, mimo naszych obiekcji, magiczną moc .Przeszliśmy przez wszystkie bramki, wśród salutujących policjantów i trafiliśmy do sektora dla ViP-ów. I przy dżwiękach Jumpin~ Jack Flash, Satisfaction, Angie dotarło do mnie, że to jawa , że naprawdę jestem...słucham...widzę ...na żywo..Rolling Stones ! Kolejny mur oddzielający mnie od zachodu został obalony.
Dowiedziałem się potem, iż ów swojsko wyglądający jegomość , to czechosłowacki wiceminister spraw wewnętrznych, były działacz Karty 77, po 68 r. pracujący, jak wielu mu podobnych opozycjonistów, w osiedlowej kotłowni. ...Aksamitna, czeska rewolucja to se już ne vrati....
Gdy powróciłem do Polski miałem w kieszeni nadal równowartość kilku dolarów, ale też wyraznie określoną i silną potrzebę chcę podróżować ! Właściwie istniała ona we mnie już od dzieciństwa. Wciągały mnie nieprzytomnie i rozpalały moją wyobrażnię opisy różnych ludów- w jakich warunkach żyją, co jedzą i piją, jak się modlą, jakie dziwne i niezrozumiałe obyczaje pielęgnują. Szczególnie upodobałem sobie ryciny z czasów odkryć geograficznych- z wyobrażeniami dzikich z innych kontynentów, posiadających np. głowy w brzuchu, trzecią nogę albo zrośniętych z jakimś innym stworami. Podobnie poruszały mnie w jakiś niezrozumiały sposób, pełne tajemnicy i egzotyki nazwy : Sikkim, Malakka, Moluki, Celebes ,Borneo...
I mój pierwszy w ogóle wyjazd za granicę to był wyjazd do takiego dziwnego(choć inaczej ;-))
kraju. Na początku liceum, za zajęcie I miejsca w konkursie Polsko- Radzieckie braterstwo broni trafiłem w nagrodę do.. ZSRR. Tam ,oprócz ujrzenia prawdziwego oblicza odinoj w mirie strany, gdie tak swabodno dysziet cziaławiek , przeżyłem swoja inicjację w męskość w warunkach zresztą bardzo nieproletariackich. Otóż dzięki cudownej wręcz relacji wartości polskich gum do żucia wobec rubla, stałem się stosunkowo majętny. Naturalne było więc dla mnie nabycie sporej ilości szampana dla całej grupy. Szampan okazał się jednak wyjątkowo niepitny. Jedynym sensownym wyjściem okazało się wylanie go do wanny i wzięcie wspólnej kapieli z przedstawicielkami miejscowej organizacji pionierskiej...
Z podróży do Austrii wróciłem z postanowieniem ,iż pora teraz na rodzinę. Czas poświęcony na knucie i zadymianie wraz z upadkiem komuny się skończył- odcinam się od niego grubą kreską. Zajmuję się odnowieniem zaniedbanych relacji z moją partnerką i Anią naszą malutką wówczas córeczką. Tak sobie planowałem, ale było już za póżno...musieliśmy się rozstać .Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Bez pieniędzy (wszak wszystko przecież robiło się dla idei) , za to z poważnymi problemami zdrowotnymi efektem nadmiernej eksploatacji organizmu, pobytu w aresztach śledczych, spania w zimie na ziemi w czasie blokad, itd.
Gdy się wykurowałem, znowu wróciłem do starych pomysłów na życie, tzn. żyłem z przygodnych fuch, a całą energię kierowałem na rzecz idei- tym razem budowy społeczenstwa obywatelskiego ( to takie pojęcie będące w coraz większym zaniku). Wraz z znajomymi dyskutowaliśmy o warunkach jego rozwoju w Nowej Polsce, spieraliśmy się o Abramowskiego, Ciołkosza, Dobrzynskiego ( to tez już zapomniane nazwiska ), tworzyliśmy struktury samorządowe i związkowe . Mnie bardziej zajmowała ekologia energetyka alternatywna, organizacja szkół i osad ekologicznych, pierwsze w Polsce Dni Ziemi i Rainbow Family Gathering. Jednak gdzieś tak od poł. lat 90-tych, cały ten ruch zaczął się rozpływać. Przeważnie ostały się tylko indywidualne, często kosztem wielkich wyrzeczeń prowadzone, inicjatywy. Od myśli samorządowej i spółdzielczej bardziej atrakcyjne stały się hasła i obietnice Wałęsy, Tymińskiego, Kwaśniewskiego i innych populistów.