w tym momencie okna otwierają się z hukiem, który przeszywa moje kości co dzień co dzień co dzień wychodzę z Nory i nakładam makijaż, aby nikt nie widział mojej twarzy, potwornie wypaczonej przez tak zwane geny/przez okna wlatują Szpety, szarpią mnie za włosy i wyrywają paznokcie pluję krwią rzygam zaciskam powieki a one/w Norze panuje chaos, wszędzie jest krew i mój krzyk, lezę naga a moje własne Szepty gwałcą m n i e/wiem, że dziś nie umrę, bo przecież wszystkie elfy wracają do domu, to nie mój dzień///wszędzie te ohydne potwory, ofiary seksualnych tortur, matki manipulantki, wszystkie one chcą mnie skrzywdzić.
idzie zima i absolutnie nic się nie zgadza