Na zdjęciu jest moja kochana Lolita oraz jej córuchna, którą urodziła dwa lata temu... dwa tygodnie po zrobieniu tego zdjęcia Młoda zdechła... niezbyt dobrze rozwinęły jej się płuca...
Kilka miesięcy temu Lolita wyszła z domu... do tej pory jej nie widziałam... coraz bardziej się boję, że już jej nie zobaczę... Co? Histeryzuję? Mam ją od 7 lat... to chyba oczywiste, że się martwię... Ale coś czuję... a tak szczerze to nic nie czuję, tak jakby już jej nie było... a jak do tej pory moje przeczucia zawsze były dobre... Dobra, przestańmy! Miejmy nadzieję, przynajmniej w tej jednej kwestii...
Wczoraj postawiono diagnozę... lepiej nie pisać...
A tak ogólnie to jakoś leci... coraz więcej spraw ale coraz mniej czasu... AISH... oby wszystko wypaliło...