Kocham bajki Disneya. Kocham je. One są moim dzieciństwem. Będąc małym chłopcem namiętnie oglądałem je tysiące razy. Bez końca były bajki. Ciągle tylko chciałem je oglądac. Potem długo długo nic. Niby wyrosłem czy coś. Ale czasem się obejrzało coś nowego, jakiś nowy hit kinowy dla dzieci. Ale to już nie było to samo. Już nie siedziałem metr od telewizora w piżamie, nie znałem już wszystkich kwestii z bajki. Ostatnio zacząłem oglądać Disney'owskie bajki, zacząłęm i teraz nie mogę skończyć. Jest ich tak dużo..ale nie będę oglądał wszystkich. Przypomniałem sobie właśnie to kiedy miałem blond włosy dołeczek w poiczku i nawet złapałem się na tym, że na niektórych bajkach pod nosem śpiewałem piosenkę, która w danym momencie leciała..to dziwne. To bło dawno. Bo byłem w przedszkolu. Zdziwiłem się, że pamiętam. Tak wiele zawdzięczam tym bajkom. Uważam, że bez Króla Lwa nie ma prawdziwych łez, nie ma prawdziwego dzieciństwa. To była bajka, na której popłakałem się tak bardzo [mój starszy brat także], że to jest niewyobrażalne. Tak bardzo wstrząsnęła mną jedna scena..to było takie przykre. Czasem [teraz kiedy jestem straszy] sprawiają mi przykrość sceny [w filmach, bajkach czy serialach], które innym mogą się wydać durne czy nawet po prostu błahe, a dla mnie są takim wspomnieniem jednej bajki, gdzie łzy płynęły strumieniami.
Kocham bajki Disneya.