Ira Levin "Dziecko Rosemary"
Nie wierzę, że minęło już tyle czasu, odkąd pisałam tu po raz ostatni! Toż to jawny wstyd i hańba! Korzę się, łaję i padam na twarz na znak pokuty, szorując kolanami po linoleum (cóż, że nie jestem w jego posiadaniu). Nie chcę jednak przywoływać tutaj pewnego widma czarnowidztwa, które chodzi za mną od jakiegoś czasu, ale tak może się stać, iż działalność poczytelni zostanie zawieszona na czas bliżej nieokreślony, na co wskazuje choćby data ostatniej notki... Oczywiście ja z mojej strony postaram się poczynić wszelkie odpowiednie kroki, aby do tego nie dopuścić, wszak hobbystyczna lektura będzie w tym lesie filologicznych, sędziwych pism, jak młoda brzózka (hi, hi). Na szczęście mam parę tekstów w zanadrzu na czarną godzinę. Lektur rzecz jasna recenzować nie będę, podaruję Wam tę przyjemność.
Witam zatem w roku 2012! Oby przyniósł wszelakiej maści odkrycia, a także nowości wydawnicze. No i jeszcze lepszą organizację, by znaleźć choć chwilkę czasu na własne książki. Chociaż parę stroniczek...
"Dziecko Rosemary" znane jest głównie z ekranizacji Polańskiego. Od jakiegoś czasu bliżej zainteresowałam się twórczością tego pana i chciałam poznać jego film, lecz oczywiście poprzedzając go właściwą lekturą. Oto właśnie, dlaczego warto studiować polonistykę- pełen, nieograniczony dostęp do źródeł wszelakich bibliotek!
Młoda para- Rosemary i Guy Woodhouse postanawiają zamieszkać w starej kamienicy na Manhattanie. Mają oni pewien nadrzędny cel swegoż małżeńskiego pożycia: zostać rodzicami. Traf chciał, iż ich sąsiadami okazują się natrętni Castevetowie, którzy z nadnaturalną wręcz skrupulatnością dbają o dobro nowo przybyłych lokatorów. Między nimi wytwarza się szczególna więź, która tym usilniej przyjmuje znamiona absurdu, gdy Rosemary zachodzi w upragnioną ciążę. Odtąd Minnie Castevet weźmie pod swoje czułe skrzydła młodą ciężarną, polecając jej swojego lekarza i serwując specjalnie koktajle, które rzekomo mają pomóc dziecku. Jednak bohaterka wygląda coraz bardziej apatycznie, miast promieniować przyszłym rodzicielstwem. Na szyi kobiety przy nadziei zawiśnie również specjalny talizman z korzenia Tannisa, rozsiewając specyficzną woń. Gdy nadchodzi rozwiązanie Rosemary odkrywa pewną tajemnicę, którą miał jej przekazać przyjaciel (notabene ów nagle z dnia na dzień ciężko zachoruje, hm). Studium obłędu kobiety jest ukazane bardzo dyskretnie, czytelnik nie wie, czy rzeczywiście Ro uroiła sobie rzekome czarostwo sąsiadów, czy tak naprawdę racja leży po jej stronie. Po urodzeniu staje przed wyborem, czy zaakceptować rzeczywistość, taką jaka się jawi, czy też...
Muszę przyznać, iż film jest wyśmienitym komponentem tej historii. Wraz ze swoim specyficznym, nieco sennym klimatem i pierwszorzędną rolą Mii Farrow, trafia do mojego prywatnego rankingu jednej z najlepszych ekranizacji.
Cóż Wam zatem pozostaje, o zacni Czytelnicy?
Jeno to, aby prędko nadrobić zaległości, ot co!
Wnioski: lektura pełna wewnętrznego napięcia ukazuje dwa aspekty: obłęd i ingerencję tajemnych mocy w sposób świeży i niewymuszony, z suspensowską, narastającą grozą sytuacji. Wraz z narracją śledzimy kolejne poczynania młodego małżeństwa, a szczególnie Rosemary, u której rzekome uderzenie hormonów do głowy miesza się z przeświadczeniem, że chyba nie wszystko jest tak, jak być powinno... Czytelnik, przy odrobinie skupienia jest w stanie uchwycić tok myśli młodej matki, a szczególnie to, co jeszcze zdaje się być, a co już nie- fantomem jej myśli. Polecam.
Ocena: 8/10.
Inni zdjęcia: 1434 akcentova4 / 4 / 25 xheroineemogirlxDzieciak suchy1906;) virgo123Pierwiosnki elmar... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24