Ile byście dali aby uciec od odpowiedzialności za swoje czyny?
Ile byście dali aby wszystko było inaczej...
Co można zrobić aby nikt nie czuł sie skrzywdzony...
Co w ogóle można zrobić ?
Ile byś dał by bliscy nie odeszli?
Ile byś dał by zmienić bieg losu?
Kiedy widać granicę człowieka, który daje z siebie wszystko?
Czy upadek człowieka, czy jego nagła obojętność, czy ciągły płacz, czy ciągły smutek to jest granica wytrzymałości? Czy jest coś takiego? Czy to Bóg nam ją wyznacza czy my sami kładziemy kres temu co się dzieje?