Z reguły jestem dumna z tego, że staram się być naprawdę bardzo optymistyczną osobą, ale bywają w życiu takie momenty, gdy dajemy upust swoim emocjom. Zapewne każdy z Nas zna to OKROPNE uczucie, gdy chcemy tylko powiedzieć co Nas boli, denerwuje w jakiś spokojny sposób, ale zbyt duża ilość uczuć i myśli nam to uniemożliwia. Po prostu chcemy to jak najszybciej wyrzucić z siebie nie patrząc na kosnekwencje, tak jakby działamy trochę wbrew sobie. Trochę w afekcie.
W taki sposób dość często ranimy najbliższych i wiecie co jest najgorsze? Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, ale nie potrafimy tego zmienić. To zbyt trudne. Czasem już nawet najlepsza wersja "przepraszam" nie zmieni nic. I wtedy, po prostu nie radząc sobie, nie potrafiąc tego naprawić, nie mogąc cofnąć czasu, płaczemy.. A czy to coś zmieni? Nie, działań nie, może jedynie będzie nam troszkę lepiej na sercu, na duszy, ale nic poza tym..
Ogólnie rzeczbiorąc właśnie dziś mam taki dzień, kiedy potrafię jednym słowem zrujnować wszystko. W takich sytuacjach najłatwiej jest milczeć aby już nie pogorszyć sytuacji, ale znów milczenie nie jest takie łatwe, gdy nasuwa nam się na język ciąg słów, które bolą Nas i zranią innych. Nie każdy potrafi zamilczeć, gdy naprawdę ból rozrywa go od środka. Bynajmniej ja tak mam. Ciężko mi udawać, że nic się nie dzieje, gdy po prostu nie potrafię już wytrzymać, ale trzeba mieć nadzieję.
Zasiadam w kącie, biorę telefon, słuchawki, chusteczki. Płaczę i piszę, piszę i płaczę i czekam.
photoblog
12 MAJA 2016