Uwielbiam ten zajebisty ból karku, który
towarzyszy mi po każdym koncercie...
faktycznie po każdym. Nawet po
wieczorach spędzonych w klubach, gdzie
grają krakowscy i okoliczni (siema frajerzy ;d).
Majowe juwenalia, mam nadzieję, że
wpadnie jeszcze wcześniej jakiś koncert.
A co Wy lubicie robić, podczas gdy
leci zajebista muzyka w radiu/life/, etc?
Zimny browarek, headbanging, ew.
pogo lub mosh?
Jestem innym Tobą, tą ckliwą wrażliwość
zostawiłem już dawno z tyłu.
A z racji braku zdjęć, wrzucam demota.