Dawno nie pisałam....
Prawie miesiac.
Działo sie dużo. I jednocześnie nic.
Nic. Czuje pustke.
Konwent był cudowny, ale nie wiem po co miałabym sie teraz rozpisywać o wszystkim o sie wydażyło.
Śmiech. Tak wrócił. Ale tylko wtedy.
Jak trampolina. Odbijasz sie, a potem spadasz w dół, prosto w wodę.
Toniesz. Woda wlewa sie do płuc i koniec.
Spokój.
Już sama nie wiem co robic. Co myśleć.
Kiedy znika jeden problem, na jego miejsce pojawia sie koleny.
Myśli uklarowały sie troche. Wiem więcej. Ale co to zmienia?
Nienawidze siebie jeszcze bardziej.
Mówiłam, zę jest lepiej. Że przejdzie.
Podczas gdy spadam coraz dalej w dół.
Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie mnie wyciagnać.
Trace. Wszystko. Ludzi. Nadzieję.
Straciłąm przyjaciela. Nawet nie wiem czemu, nagle zerwał kontakt. Boli.
Udaje , ze nic mi nie jest. Po co udawać?
zeby ta 1, moze 2 osoby które pozostały nie martwiły sie na zapas.
Czuje sie przygnieciona. Coraz bardziej czuje sie, jakby wszystko wokół mnie było sztuczne,z plastiku.
Uczucia. Uśmiechy. Troska. Lekkość.
Nie wiem, moze zeczywiscie znikanie jedyną opcją? Idzie mi to coraz lepiej.
Zapominają. Niech zapomną, i zyją dalej spokojnie. nie chce być kłopotem.
Nie wiem jaka piosenke zapuscić na koniec. Troche ich chwilowo mi sie w głowie kołacze...