Część 2/2. Proszę cofnąć się o jedną notkę, Tam znajdziecie początek
<>
Parkiet nie w pląsy już odziany.
Dawno już nieaktualne reguły poszły w niepamięć.
Ja jak ten starzec, co mu po latach niebytu towarzyskiego przyszło wydobyć znów zakurzony but niemodny.
Ślepi.
Zasłonięci.
Śmieją się z nas. Rubaszny krzyk zalewa salę.
Ja, przed Obłudę potraktowany jak rzęch stary.
Skąd tu ona?
Wróciła.
Niemoralnie wierna.
Nie chce odejść,
Szydzą.
Oni szydzą, a uśmiechy ich jak węże syczą zajadle.
Tyle nieszczęść go spotkało, a oni chcą dobić.
Starca. Świat, który on pamiętał pozostał gdzieś w tyle.
Niepamiętany. Zbędny jak ten nanos na dnie.
Jak morena przygnana przez lodowiec.
W sam zakątek eremu, by nie wadziła.
By sczezła.
Wizytowana bacznie.
Wychodzę.
Oknem skaczę, bo brzemię me,
emocjonalna rozpacz, Sarkofag uczuć zbyt ciężki, potężny nader
by unieść go konsekwentnie, by moje plecy mogły
sprostać..
Biletu nie mam. Przedarłem jakoby.
Po rauszu dziewiczym kac pozostał.
Kac istnienia, świadomość porażki.
Pogodzenie się niestrudzonego wędrowca, że kazano mu zawrócić,
Dlaczego zatem wróci?
Został stałym bywalcem.
A przyjdzie gość zacny znów.
I również tam i jego wyśmieją.
Obłudni tancerze.
Wizytując bacznie
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Interpretacja dowolna, elastyczna.
Na papier przelać mi kazano. By Obłuda również mi pozwoliła Starca w serc dźgnąć.