Budzisz się z krzykiem w środku nocy. Pościel jest praktycznie cała mokra od twojego potu, który w wielkiej ilości z ciebie spływa. Rwący ból- powód krzyku- jest tak potężny, że po wstaniu z łóżka nie jesteś w stanie się wyprostować. Kilka metrów dzielące łóżko od łazienki, które kiedyś wydawały ci się błahostką, teraz są jedną z większych przeszkód, jakie miałeś okazję pokonywać w swoim życiu.
W połowie drogi upadasz i nie możesz wstać. Do sypialni wpada przestraszona żona, która usłyszała jak wyjesz z bólu. Tak, dosłownie wyjesz. Od kiedy pogorszyło ci się, śpisz sam, bo tak jest tobie wygodniej.
Chociaż znasz ten scenariusz doskonale, to jednak tym razem jest jakoś inaczej. Reakcja na ból, na mdłości i na dwa szybkie zastrzyki podane przez żonę są inne. Czujesz, jakbyś otoczony był watoliną, która skutecznie wytłumia wszystkie dźwięki i oddziela cię od świata. Jedną z ostatnich rzeczy jaką widzisz, jest światło od lampek choinkowych, które zawiesił ci syn na firance dzisiaj, bo przecież wigilia, święta, nastrój. Ostatkiem sił, wręcz konwulsyjnie, wyginasz swoje ciało w łuk i zastygasz.
Nie ma to jak dostać śmierć pod choinkę, hmm? No cóż, grunt, że nie rózgę.
Wesołego października życzę.