Wchodzę na onet. Pogoda się pogarsza, wyskakuje mi jutrzejszy jeden stopień powyżej zera. Dalej, horoskop. Na dzisiaj może być, jutro - cholera, nie myślcie, że tak łatwo mnie podeszliście. Przechodzę na wp. Codzienny Wiktorii - nie, nie podoba mi się. Tygodniowy miłosny - po co ktoś miałby zmuszać mnie do ścięcia włosów? Woda z mózgu, może to jakaś metafora. Nie, na pewno nie. Takie portale są stworzone dla ludzi takich jak ja, mhm. Dzienny miłosny, na dziś nie czytam, za długo, jutro - coś o teściowej. Może się zgadzać. Nie znalazłam niczego satysfakcjonującego prócz "Gwiazd w seksownych pończochach", których i tak nie otworzyłam. Och, nie sprawdziłam maila klasowego, jaka szkoda. Ach, nie zauważyłam pod pończochami "Seks podwodny jest niesamowity" - wideo, nigdy nie oglądam tych pieprzonych filmików. Coś dobrego? Wejdę na last.fm. No przecież odświeżam stronę odkąd zaczęłam pisać wypracowanie na polski. Cholercia... Stworzyłam ze swojej notki identyczne bagno, które umieszczają na tych onetach. Ech, nikt nie zawuaży różnicy. Tymczasem...