<3
Zawody Michałówka
Niestety jako fotograf jestem jak zwykle poszkodowana, bo nie mam zdjęć z tych zawodów... a to musiałam sobie z filmu wyciąć. A chciałam je wstawić i napisać dwa słowa o tych zawodach, bo wstyd by był jakbym trochę nie pozachwalała mojego konia ;) Dlatego, że Ci co znają mojego konia wiedzą, że zawsze była trudna w prowadzeniu... nie mówiąc po prostu pojebana. Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam czego się spodziewać po prawie 5 miesiącach przerwy od startów z powodów zdrowotnych mojego konia. Ale jak zaczęłam skakać na rozprężalni wiedziałam, że jest dobrze.... Zresztą nie pamiętam żebym kiedykolwiek się cieszyła zawodami tak jak tymi. Chodzi mi o to, że przed startem, jak już wiedziałam, że jednak wystartujemy, że wreszcie wracamy do gry z moim koniem. A wiecie co jest najwspanialsze z tego wszystkiego? To, że mój koń cieszył się dokładnie tak samo jak ja. Dla mnie największym szczęściem jest to, że nie ciągam tego konia na siłę na zawody dla własnej satysfakcji tylko ten koń też ma z tego frajdę. A pojechałyśmy jak nigdy w życiu <3 W sensie mój poziom jak dla mnie po tej kilkumiesięcznej przerwie pozostawia mi wiele do życzenia, ale dałyśmy radę, a ona skakała jak głupia. Widać jak bardzo jej się chce po tej kontuzji, jak bardzo wkłada swoje serce w to co robi. Miałam dylemat czy jechać LL czy L po tej przerwie... w sumie ze względu na mój lęk wysokości głównie, bo jej to naprawdę nie robi różnicy. Podjęłam słuszną decyzję żeby dwa razy L pojechać i kolejnym fenomenem bylo to, że oba były na czysto... gdzie do tej pory mój koń strasznie się już gotował na drugim przejeździe, zawsze była bardzo zła i nerwowa co się zaś odbijało na dokładności. Więc śmieję się, że naprawdę walnęłyśmy życiówkę po tej przerwie, nawet 7 miejsce udało nam się ujechać. I cieszę się, ogromnie się cieszę, bo mój koń się wyczillował w sposób wręcz niesamowity. I naprawdę te zawody to był jeden ze szczęśliwszych dni w moim życiu dzięki niej. Ona się w tak wspaniały sposób odwdzięcza za każde poświęcenie, że ja cały czas wiem, że warto <3 To wszystko jest oczywiście na dobre i na złe, bo trudno jest mieć takiego konia...przede wszystkim tak chorego jak ona... a z drugiej strony żaden nie będzie nigdy bliższy mojemu sercu.
Ale właśnie żeby zaakcentować, że nie jest kolorowo to wczorajszy dzień był dla nas strasznie ciężki. Miałam mieć trening skokowy, wyciągam konia z boksu, a ona się dusi. Od diagnozy jeszcze nie oddychała tak tragicznie jak wczoraj. Wiadomo, że wiedziałam, że przyjdzie taki dzień, ale dopóki człowiek nie przywyknie to każdy taki dzień jest dramatem. Szczególnie, że to było bardzo drastyczne pogorszenie w porównaniu z tym co się działo przez ostatnie dwa miesiące.. Rozjebało mnie to strasznie, bo wiedziałam, że nie mogę zrobić nic żeby jej pomóc, nawet nie miałam żadnych leków żeby jej chociaż doraźnie podać. Trener jak zobaczył mój stan psychiczny i ogólne rozjebanie i jeszcze to jak ona oddycha to powiedział, że to może sobie damy spokój. A ja w tym całym amoku się spojrzałam na niego i się zapytałam: "to co mam rzucić jeździectwo?". Hahaha, a on mnie natychmiast przeprosił i powiedział, że mam zapomnieć o tym co powiedział, a mi się z tego teraz tak chce śmiać, bo człowiek takie dziwne rzeczy w panice robi... Wiadomo, że jego propozycja wcale nie była głupia i całkiem adekwatna do stanu zdrowia konia i mojej paniki więc tutaj najmniej adekwatne było moje pytanie, ale to już był moment kiedy przestałam panować nad sobą. Trening był mniej więcej w podobnym tonie. Ja bym zrezygnowała z tego treningu gdybym nie chciała sie wybrać na zawody w niedzielę, a w głowie miałam cały czas to, że owszem mój koń bardzo źle oddycha, ale jutro pewnie będzie dobrze (i oczywiście dzisiaj oddychała jak zdrowy koń, tyle co była zmęczona po tych wczorajszych dusznościach). Trening oczywiście miałyśmy tak beznadziejny, że to że się nie zabiłyśmy po drodze to istny cud! I to nawet nie dlatego, że ona się tak źle czuła, bo skakała i galopowała normalnie... ale ja już byłam tak spanikowana faktem, że ona zaraz się obali albo że gdzieś nie dolecimy, że jechałam jak ostatnia pizda życiowa. Straszny był ten trening ze względu na mnie i mój łeb, bo mój koń mimo duszności skakał jak głupi co oznacza, że nie było takiego dramatu jak mi się wydawało... Ja zaś ledwo osobiście pokonałam jeden parkur, a na drugim już poległam w połowie. Więc mój nastrój przed niedzielnymi zawodami jest co najmniej lękowy. Szczególnie, że z moim lękiem wysokości najbardziej ubolewam nad tym, że nie skoczyłyśmy wczoraj pełnowymiarowej Lki, gdzie w niedzielę jedziemy nasze pierwsze w życiu regionalne zawody. A ja jestem strasznie osrana przez ten ten wczorajszy ciężki dzień!
Z pozytywów to mój koń dzisiaj na szczęście czuł się bardzo dobrze. Kamień mi z serca spadł, bo byłam przerażona, że to się dłużej utrzyma. Pod siodłem było widać, że jest zmęczona po wczoraj, ale jednocześnie chodziła naprawdę bardzo dobrze.
Pisałam już to wcześniej, ale COPD jest napawdę straszną chorobą. Dopiero w pełni przekonuje się na własnej skórze, ale utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, które miałam do tej pory. Nieprzewidywalne, zdradliwe. Kiedyś nas na pewno pokona, ale narazie Honda cały czas mnie utwierdza w przekonaniu, że nie ma rzeczy niemożliwych. Z jednej strony nikomu nie życzę takiego konia jak ona, bo te choroby to przekleństwo... a z drugiej strony strony już na tą chwilę dokonałyśmy wielu niemożliwych rzeczy i dla mnie nigdy nie będzie drugiego takiego konia. Mówią, że miłość przezwycięża wszystko i do jakiegoś stopnia myślę, że może się to sprawdzać...
Użytkownik pilla
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.
28 LIPCA 2017
28 LUTEGO 2017
1 STYCZNIA 2017
2 WRZEŚNIA 2016
3 LIPCA 2016
10 CZERWCA 2016
8 MAJA 2016
28 KWIETNIA 2016
Wszystkie wpisy