photoblog.pl
Załóż konto

Leti i Contact Me

 

Nie da się ucieć od tego, że mamy w życiu strasznego pecha. Ale tym razem jestem cholernie zła, bo wynika on z cudzego zaniedbania, braku kompetencji. W żaden sposób nie jest to ani genetyczne, ani spowodowane jakimikolwiek predyspozycjami konia. Po prostu ktoś spierolił wszystko od góry do dołu. Przy tym ostrzegam wszzyskich przed  doktorem Stachowiakem z Gniezna, który jest z jednej strony bardzo nieuczciwnyw człowiekiem (czego mogę dać bardzo namacalny przykład), a przy tym jest cholernie niekompetentny. Jak mój koń dwa lata temu nabił sobie bardzo poważnego nakostniaka to ją diagnozował prześwietlając nakostniaka z zaleceniemi, że mam go smarować Liotonem i Diklofenakiem na przemian. Ja ponieważ miałam styczność z innymi mało poważnymi nakostniakami potraktowałam jego zalecenie poważnie i zastosowałam się do niego w 100 %, ale on jednak zapomniał wspomnieć o tym, że nakostniak jest idealnie na ścięgnie co przyszłościowo groziło zerwaniem ścięgna lub innymi poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi. Okazało się, że na skutek owego nakostniaka mamy w 10 % zerwany mięsień międzykostny. Zabawne jest to, że wszystkiego dało się unikąć ponieważ jak nakostniak jak był świeży mógł zostać ostrzykany tak żeby został wchłonięty i nie było by żadnych konsekwencji z jego tytułu. Na tą chwilę nakostniak niestety jest tak stary (dwa lata), że idzie go usunąć jedynie metodą operacyjną co i tak nie daje żadnych gwarancji na cokolwiek. Wszystko przez dr Stachowiaka przed którym wszystkich ponownie ostrzegam!!!! Łatwiej by było się pogodzić z daną sytuacją jeżeli by wynikała z moich własnych zaniebań, czyli nie wezwanie weta do świeżego nakostniaka, nie odpowiedniego treningu bądź zdażeń losowych czyli np kontuzji powstałej na wybiegu bądź karuzeli. Po rozgległej diagnostyce jednak okazało się, że przyczyna leży w nakostniakiu, który nie został odpowiednio wyleczony podczas diagnostyki Pana Stachowiaka, nie wspominając o tym, że nawet nie został poruszony temat możliwych zagrożeń w tej sytuacji. A ja naiwna uwierzyłam weterynarzowi! Nie mniej jednak jak człowiek sam nie posiada określonej specjalistycznej wiedzy jest poniekąd skazany na wiedzę i doświadczenie weterynarza i też często mu ufa ponieważ ma go za specjalistę w danej dziedzinie... Jest mi przede wszystkim przykro dlatego, że towarzyszy nam wiele schorzeń, które mają możliwe podłoże genetyczne bądź też wynikające z różnego rodzaju zaniedbań hodowcy jak Honda były źrebakiem/młodym koniem (np nieodpowiednie żywienie, nie zapewnianie optymalnego ruchu itp).. ale tu nie ma mowy o żadnym podłożu genetycznym ani o zaniedbaniach z młodego wieku tylko o niekompetencji i nieuczciwości danego człowieka, a to frustruje jeszcze bardziej w przypadku świadomości, że jednak ma się konia pokrzywdzonego przez los i geny!

 

Zawalczę oczywiście o moją Hondę po raz kolejny, bo tak jak wspomniałam wcześniej o nią będę walczyć do samego końca. Ale jest to nam tak mało potrzebne żeby jeszcze płacić za cudze błędy. Dwa razy wcześniej już się przekonywałam o nieuczciwości Stachowiaka, ale tym razem po raz pierwszy na własnej skórze aż tak dotkliwie, bo w 10% zerwany międzykostny wcale nie jest zabawny. W diagnostyce wyszło, że to jest tylko i wyłącznie wina nakostniaka więc nie ukrywam mojej goryczy. Najprawdopodobniej czeka nas operacja, ale to w sumie wykaże dalsza diagnostyka za miesiąc. Nie jestem dobrej myśli, bo nawet jak Honda wróci do sprawności to mam takie poczucie, że ktoś nam ukradł cenny czas, którego mam wrażenie, że jednak z różnych powodów mamy mniej niż inni. I to zupełnie niepotrzebne cierpienie i złość u mojego jakże emocjonalnego konia jak przez najbliższy miesiąc będzie wychodzić z boksu na 20 min dziennie na stępa w ręku... Jej będzie ciężko wytłumaczyć, że to dla jej dobra.... a wszystko przez cudzy błąd............

Dodane 20 LUTEGO 2016 , exif
446
Info

Użytkownik pilla
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.