Nie mam siły już na nic.
Nie ma chwili bym nie musiała się o coś martwić.
Wszystko mi o tym przypomina.
Nawet moje ciało jest przeciwko mnie.
Po co ja zawracalam?
A Ty? Zamiast dodawać mi sił stawiasz, że jest jeszcze gorzej.
Już się nie wkurwiam, nie awanturuje jest mi po prostu przykro.
Nie strasze, nie proszę nie wymagam. Poddaje się.
I tak już nic nie wywalcze.
A jestem zbyt wielkim tchórzem, żeby zrobić coś.
I Ty to wiesz. I Tobie to odpowiada.
Szkoda tylko, że nie umiem inaczej funkcjonować.
Mimo wszystko dalej w to brane wiedząc, że to nie ma sensu.
Jestem jak ryba, nie mam głosu i pozostaje mi do tego przywyknac.
Gdzie się podział mój upor i pewność?
Prawdopodobnie nigdy ich nie było, zawsze byłam od kogoś zależna.
Zawsze byłam czyimś cieniem.