Mój umysł jest chaosem.
Me myśli plączą się wirem wspomnień.
Jeden wielki śmietnik.
Dlatego nikt mnie nie rozumie.
Ja sam siebie nie rozumiem.
Bo trudno jest zrozumieć chaos.
Chaos samobójcy, chaos psychola, chaos pragnienia życia i śmierci.
Najtrudniejsza zaś jest dla mnie droga szukania sensu istnienia, wartości własnej postaci.
Wartości swojego pionka w grze zwanej "Życie".
Tą właśnie drogą podążam na krawędzi siły i słabości, krawędzi życia i śmierci.
Droga jest o tyle niebezpieczna, gdyż każde potknięcie grozi upadkiem.
A każdy upadek może być ostatnim.
Nie widząc końca drogi, mam ochotę się poddać, sam skoczyć, zostawić ten trud innym.
Lepszym.
Silniejszym.
Zresztą i tak wszyscy idziemy od A do Z, od urodzin do śmierci.
Tylko każdy innym torem.
Niezależnie od toru - cel jest zawsze taki sam.
Śmierć.
Dlatego nie sprawi różnicy czy zginę na mecie czy roztrzaskam się o barierkę po drodze.
Każdy kto się urodził, wszedł na drogę życia, skazany jest na nieuniknioną Śmierć, która nie rozróżnia na lepszych i gorszych.
"Ostatni koncert, ostatnia bitwa, ostatni pocałunek"
Wspomnienie. Ten palący, świdrujący ból.
Marzenie. Cofnąć czas i to wszystko odwrócić ... ale nie, nie ma tak dobrze.
Dostaliśmy czas, zabawkę którą jeszcze nie umiemy manipulować.
Cofnąć ten pieprzony czas, nie myśleć o niej, nie być ...
"Jest już inaczej niż było przed rokiem ..."
Nie mieć sobie za złe tamtych decyzji, czynów, słów.
Tamtych myśli.
"Nie ma brzydkich słów, są tylko brzydkie myśli"
Pragnę się od niej uwolnić, wymazać to ze swego życia ... wymazać to z pamięci swojej i innych.