Cześć wszystkim!
Mało się ostatnio odzywam bo mam kotka... Ej, serio! W tym mieszkaniu do którego się wprowadziłam są dwa małe kotki. A ja zawsze chciałam mieć kotka albo pieska. Teraz mam kłopot no bo przecież jestem tu tylko do końca września, a ja się tak mocno zżyłam z tym maleństwem. Mój chłopak tak samo. Wiecie, tak się ostatnio zastanawiam, jak on jest inny od takiego zwykłego młodego faceta. Ma raczej kobiecy charakter, jest lekko flegmatyczny, ale ze skłonnością do grubego wku rwu, uwielbia tego kota i traktuje go jak dziecko. To takie kochane jak widzisz go śpiącego, a na nim mruczący, drzemiący mały puchaty zwierzak. Z tego wszystkiego całą noc śniła mi się apokalipsa (często mi się śni koniec świata i taka niemożność ucieczki gdziekolwiek) , no i masa kotów. Wszystkie fajne. Wszystkie grube.
Od pierwszego dieta idzie bardzo fajnie. W końcu tak bardzo się skrupulatnie nie rozliczam z samą sobą, przez co wszystko idzie do przodu i nie śni mi się jedzenie po nocy. Jakieś dwa tygodnie i kończę redukcję, myślę że już nie mam z czego zrzucać. Jestem szczupła. Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do własnego ciała, w mojej głowie mam obraz siebie ważącej 59 kg. Teraz nie wiem ile bo tylko się mierzę, ale czuję że jest gdzieś w granicach 50-52. Udo ma 51 cm, w sumie chciałam 48, ale nieważne. Chcę wejść w 2000 tys kalorii i mieć siłę na siłowni. No właśnie! Chodzę już regularnie, jedynie w weekend nie byłam bo miałam wyjazd.
Ci ludzie z mieszkania okazali się być sympatyczni, dalej nie sprzątają, ale... To taki wegańsko-wegetariański dom artystów, pełno tu gry na gitarze i nocnych śpiewów. Chłopaki żyją z dnia na dzień, a ja podziwiam taki styl, bardzo różny od mojego...
Miłego dnia!