urwał się czas. w plątaninie dobrych wydarzeń, w sprzyjających warunkach. przeuczona, zmobilizowana do ucieczki. czy mam tu jakiekolwiek prawo głosu? gdzie te miejsca, w które zaglądałam, szukając odpowiedzi? myślę, że tydzień mija szybciej niż zdążę wymienić nazwy wszystkich dni. koniec jest tak bliski, a jednak muszę przyznać, że w życiu nie było tak diametralnie.. życiowo. wreszcie dozuję każdą chwilę, czyniąc ją wyjątkową i śmieję się ze stereotypów, niosąc książki w założonych na krzyż rękach, jak jakaś odpowiedzialna i dystyngowana kobieta sukcesu i nauki. jeszcze tak dużo mi brakuje do osiągnięcia granicy normy, ale zmartwień i luk ciągle ubywa. papierów przybywa i połączeń nerwowych przybywa. nie mam czasu na uczucia, masz do tego jakieś wątpliwości?
lubię parę ostatnich deformacji i korzystnych mutacji mojego życia.
a najbardziej cieszę się z powrotu 'syna marnotrawnego' - uwielbiam to, [jak dziś się zoorientowałam, słuchając radia] że tekst piosenki 'someday, somehow, i'm gonna make it allright but not right now', wypisany na kartce, adresowanej do Ciebie niecały rok temu, wreszcie znalazł swoją datę graniczną, bo wszystko jest po prostu.. allright.
a oceny i wyniki w nauce satysfakcjnujące, dziękować.