Boję się pająków.. ciemności. jechać przez las nocą. horrorów.. stworów.. Boje sie ze czegos nie dam rade.. Ale z tego wszystkiego najbardziej boje sie szszescia.. Pieprzonego szczescia. Uswiadomilam sobie ze jestem taka cholerna szczesciara, ktora ma juz wszystko czego tylko mogla zapragnac, a juz nastepnego dnia wszstko poszlo hen w pole daleko i jeszcze za las dalej.. Jak to jest, ze z biegiem czasu caly sens zamykamy w jednym i nie wyobrazamy sobie nic bez tego.. ani dnia ani nocy wiecej. Nie boje sie chyba samotnosci, pustych wieczorow, bezsensownych dni.. Ja boje sie byc szczesliiwa.. Pieprzone uczcie, ktore wyzera od srodka.. Niedomowienie, ktore przewrocilo wszystko.. Tyle slow, ktorych juz sie nie wymarze.. Puzzle, ktorych nikt juz nie ulozy.