Lekarze twierdzą podobno, że stan ducha zwany zakochaniem przypomina pewne formy obłędu. Jeżeli tak im się kojarzy stan zakochania z wzajemnością, to cóż powiedzieliby o miłości nieszczęśliwej, zawiedzionej i odepchniętej, pozbawionej nawet ociupinki nadziei?
Nic człowieka nie cieszy. Nic. Każda myśl maniacko nawrócić musi do tego samego wciąż obiektu i tematu. Tragiczna mania. Człowiek nią owładnięty godzien jest naprawdę głębokiego współczucia, tym głębszego, im mniej ma szans na uzyskanie jedynego potrzebnego mu lekarstwa - wzajemności.
Idzie się, na przykład, ulicą i nagle gest przypadkowego przechodnia albo brzmienie czyjegoś głosu zawodną na pamięć - jakżeby inaczej - tę jedną, jedyną osobę - i naprawdę można by umrzeć z tęsknoty wprost na zakurzonym chodniku.
Albo siedzi się w klasie i niespodziewanie na cyfry w zeszycie nakłada się - jak żywy - obraz czyjejś ręki z długopisem, pochylonej głowy, cienia pod rzęsami... Słyszy się ten niepowtarzalny głos, objaśniający, jakże cierpliwie, zawiłości geometrii - i gotowe. Ból w sercu, łzy w oczach, człowiekowi robi się wszystko jedno. Dwója nie dwója, nagana, obniżone zachowanie - jakie to ma znaczenie? Świat widzi się w odcieniach mrocznych i posępnych, przyszłość maluje się przed człowiekiem pesymistycznie. Wspomnienia i wizje pojawiają się coraz bardziej natrętnie, zupełnie jakby kierowane były przez tajemniczy mechanizm o wciąż większej szybkości obrotów. Ponieważ żyć z tym nie można, chciałoby się wymazać te wspomnienia z pamięci - co do jednego - a jednocześnie nie chce się stracić żadnego z nich, bo są już ostatnim skarbem, jaki się ma.
Użytkownik piczuuu
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.