Się odchyliło do tyłu głowę na miękką poduszkę, a nogi się wyciągnęło daleko przed siebie. Się unosiło głowę w górę, patrząc otwartymi oczami wszędzie i nigdzie. Po chwili się obudziło. Się podniosło głowę i podciągnęło nogi z dalekości do bliskości i pomagając sobie rękami z lekko do przodu przechylonym tułowiem i z lekko na bok przechyloną głową, się wychodziło z namiotu. Się szło dwa metry, się budziło namiot obok. Za pięćdziesiąt groszy można było kupić świeżą bułkę, a niech tam, dziś wielki dzień- się pomyślało. Się pokroiło posmarowało i zjadło, z pasztetem. Się szło stodwadzieściatrzy kroków i się brało prysznic. Się kręciło w prawo korek- zimno, w lewo- gorąco. Się cieszyło jak wariat i się patrzyło na czystą czyściutką czyściusieńką skórę. Się ubrało w idealnie dopasowane komplety ubrań. Się szło na koncerty. Się umierało, ale się widziało: indigo tree, łąki łan, biff, ben harper, yeasayer, pearl jam, groove armada, lao che, fox, mando diao, massive attack, klaxons, empire of the sum, pavement, jacaszek, l.u.c, skunk anansie, kasabian, hot chip, gorillaz sound system, muchy, kings of conevenience, the hives, the dead weather, nas&damian marley, archive, mitch&mitch. Się spakowało wpakowało przepakowało. Po jakimś tam czasie dziwnym czasie czasie-nieczasie się ocknęło i się zobaczyło punktualnie godzinę trzecią na zegarku. Się wróciło do domu, się dostrzegło biel pościeli. Się usiadło wygodnie i gdzieś mniej więcej wtedy się zaczęło pisać.