Teraz już oficjalnie mogę oznajmić całemu światu: JESTEM STUDENTKĄ LEKARSKIEGO !!!!!!! :))))))
Udało się załapać w pierwszym progu i to na Wydział Lekarski, więc jest lepiej, niż mogłabym sobie wymarzyć! Prawdę mówiąc, podchodząc do matury myślałam sobie, że szczytem marzeń byłoby dostać się w jakimś tam ostatnim progu na wojskowo-lekarski, a tu wyszło o nieebo lepiej!:) Oczywiscie, to logiczne, że na woj-lek też się dostałam, no i na lekarsko-dentystyczny również:) Ale naturalnie wybieram lekarski:) Tak się cieszę! Już po wynikach matur w sumie myślałam, że nie ma możliwości, żebym się nie dostała i przeglądając statystyki już byłam prawie pewna, że będzie to pierwszy próg. Ale wczoraj, jak dostałam oficjalną informację, to dopiero odetchnęłam z ulgą:) Cieszę się, jak głupia:)
Sprawdziło się powiedzenie, że nigdy nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Moje życie było pasmem sukcesów aż do kontuzji ręki. Wtedy myślałam, że zawalił mi się świat, a marzenia legły w gruzach. Byłam zrozpaczona. Ale, gdyby nie kontuzja, poszłabym na Akademię Muzyczną. Studiowałabym fortepian i nigdy nie przyszłoby mi nawet do głowy, że mam szanse, by być lekarzem. A przede wszystkim nigdy nie miałabym na to ochoty:P
Z drugiej strony, gdybym zdecydowała się na medycynę rok temu, na pewno bym się dostała, bo progi były dużo niższe. Zaczęłabym studiować, ale wtedy nie byłam jeszcze na to gotowa, nie dojrzałam do tej decyzji. Jestem pewna, że szybko bym się zraziła, chociażby przez ogromną ilość nauki, czy zajęcia w prosektorium i pewnie rzuciłabym te studia, jednocześnie marnując swoją szansę.
A ja przez różne zbiegi okoliczności (wtedy wydawało mi się, że nieszczęśliwe) trafiłam na dietetykę. Zaczęłam powoli wdrażać się w klimat UMedu i dzięki temu miałam szansę, by sama świadomie zdecydować, czy chcę być lekarzem, czy nie. Miałam rok, na spokojne zaznajomienie się z uczelnią, tymi ludźmi, na odnalezienie siebie w tym wszystkim i zdecydowanie. Również natknęłam się na niezwykłych ludzi, którzy również przyczynili się do tego sukcesu, chociażby wsparciem, czy dobrym słowem. Myślę też, że nawiązałam długotrwałe znajomości i przyjaźnie, które będą trwały na lekarskim. Chyba dzięki temu będzie mi łatwiej wdrożyć się w nowy kierunek, mając już swoich starych znajomych. A wspomnień, które zdobyłam w tym roku, nikt mi nie odbierze:)
I jaki z tego wniosek? Że mam niesamowite szczęście w życiu. Fakt, ciężko pracowałam na ten sukces, ale bez Bożej pomocy nic by to nie dało. Jestem przekonana, że urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą. Bo jeszcze nigdy nie było tak źle, żeby się w rezultacie nie okazało, że wyszło mi to na dobre.
Ot, takie moje przemyślenia. Myślę, że jak najbardziej uzasadnione. Moje życie zatoczyło koło i zamknęło się w jedną, logiczną całość.
I chociaż dostanie się na medycynę w jakiś sposób przekreśla karierę muzyczną, myślę, że nigdy nie stracę kontaktu z instrumentem. Wręcz przeciwnie, brak czasu i czasowa rozłąka z graniem sprawiają, że moja miłość do muzyki nasila się i jest jeszcze bardziej szczera i nieskończona.
Teraz tylko trochę się stresuję- czy sobie poradzę, czy będzie aż tyle nauki, jak straszą... Mam nadzieję, że mimo wszystko nie będzie tak najgorzej, będę miała czas na pasję, taniec, muzykę, znajomych. Myślę, że wszystko sobie można poukładać, a ja nie wyobrażam sobie spędzać całych dni i nocy nad książkami.
Chciałabym też mieć fajną grupę, bo w koncu będziemy razem studiować przez 6 lat.
Ale myślę, że moje obawy są bezpodstawne i nie powinnam wybiegać aż tak daleko w przyszłość. Przecież jestem silną kobietą i poradzę sobie w każdej sytuacji:)
Chyba czas skończyć rozważania- na razie są wakacje, a nalezą mi się one, jak nikomu innemu:)
Szczęśliwa i dumna jak chooolera!!!!:P