Własnie doszłam do wniosku, że dawno nie pisałam ;)
Mały już prawie prawie będzie miał rok - do 8 czerwca niedaleko. Rośnie, rozwija się, szyjka i klata na żywo już zaczynają robić wrażenie, grzywa i ogon gęstnieją. No i chyba zaczyna powolutku się ogierzyć - wskakuje na kumpli, podgryza w zadnie nogi, a w niedzielę na pastwisko chciał odprowadzać się galopem i brykami - pora chyba przeprosić uwiąz z łańcuszkiem i zacząć go używać.
Phoenix od dłuższego czasu już stoi na pastwisku 24 h na dobę. Wygląda na bardzo zadowolonego z takiego trybu życia. Wracamy w tej chwili do boksu tylko na czyszczenie kilka razy w tygodniu.
W międzyczasie trafił do boksu na 4 dni - pojawiła mu się najpierw opuchlizna, a potem ropień pomiędzy ganaszami. Weterynarz w konsultacji telefonicznej i ludzie ze stajni obstawiali zołzy - jak dla mnie to rozwijało się to za szybko i z innym przebiegiem, niż książkowy, i wychodzi na to, że te nasze regionalne "zołzy" to jakieś inne są. W ciągu tych czterech dni ropień się zrobił, pękł, i zdążył podgoić - dzieciak wrócił na pastwisko z niewielką ranką, obecnie już miniaturowym strupkiem.
Mieliśmy też chyba na jednej pęcinie zaczątek grudy (co możliwe, bo kilka dni lało i szczoty mu praktycznie na polu nie wysychały) - szybka interwencja maścią na grudę z you&your horse i już jest po sprawie ;) Cieszę się, ze wyrobiłam sobie już nawyk dokładnego obmacywania pęcin pod tymi szczotami przy każdym czyszczeniu.
To tak w skrócie z ciekawszych rzeczy ;) A poza tym jestem obłędnie z chłopaka zadowolona - fajny jest i oby tak było dalej ;)