Rozdział IV - Czarodziejka
David leżał na łóżku czekał aż nadejdzie północ. Było jeszcze kilka godzin. Myślał co będzie dalej. W końcu zasnął. Znowu słyszał huki, wrzaski, jęki. Wszędzie ogień i dym. Ledwo dało się zobaczyć jakieś kształty. Przemieszczały się, ale nic więcej nie można było dostrzec. Od czasu do czasu słychać było jakieś głosy. Sen się zmienił wielki zegar wskazywał godzinę 23:59. David stał wpatrzony w niego. Wskazówki zaczęły się rozmywać. Była północ.
David obudził się usiadł na łóżku. Mimo tego że przed chwilą spał wzrok miał skupiony, wiedział co robić. Spojrzał w okno. Przemknęło tam coś zielonego, jednak tak szybko że nie zobaczył co to było. Chwilę później David usłyszał huk. Odwrócił się. Tam gdzie wcześniej były drzwi i ściana teraz znajdowały się tylko gruzy i pełno kurzu. David wprowadził się w trans. Zwolnił oddech, bicie serca. Myśli odpłynęły z jego głowy. Bystry umysł przetwarzał z niewyobrażalną prędkością wiele sposobów ucieczki i ratowania się. Wtedy David zaczął biec. Przebiegł po gruzach i skręcił do wyjścia. Przy drzwiach leżało dwóch martwych strażników, ale co się stało z potworem który chciał zabić jego? Nigdzie nie było go widać. David zabrał gumową pałkę jednemu ze strażników. Drzwi były otwarte. Powoli i ostrożnie wyszedł nimi rozglądając się dookoła. Szedł przez plac do bramy. Nagle coś powaliło go na ziemię. Pałka wyleciała z ręki. Lepka maź przylepiła go do placu. Nie miał pojęcia co się dzieje. Nie zauważył nawet kto go przewrócił. Wtedy usłyszał za sobą głos. Zupełnie inny niż ten z pokoju. Ten był jakby chropowaty i niewyraźnie. Trochę skrzeczący i na pewno nie ludzki.
- Hahaha chciałeś uciec? - powiedział głos - przede mną nie ma ucieczki.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - David wykrzyczał, lecz nie mógł się odwrócić leżał na brzuchu.
- Nie będzie ci potrzebne to kim jestem - odpowiedział głos - i tak zginiesz.
- Więc czemu jeszcze tego nie zrobiłeś? - zapytał David - co jeszcze chcesz?
- Doprowadzisz mnie do innych tobie podobnych - Mówiąc to rozciął skórę na plecach Davidowi - ten chip będzie cie namierzał.
David krzyknął. Skóra rozcinana była jakimś tępym narzędziem, a potem ktoś włożył mu jakby niewielką płytkę w miejscu rany.
- Nic z tego nie rozumiem - mówił David - dlaczego chcesz mnie zabić?
- To nie powinno cię interesować - mówił głos.
David poczuł jak maź przestaje działać. Odwrócił się ale już nikogo nie było. Wstał i zaczął się zastanawiać jak wydostanie się z wyspy i kim był ten ktoś. Był wyczerpany przez maź. Podszedł do bramy, ale nic nie zdołał już zrobić. Osunął się po niej i zemdlał.
Ocknął się rano. Nie wiedział na początku gdzie jest. Rozejrzał się i zobaczył że kilku ludzi się nad nim pochyla. Usiadł. Nie rozpoznał jednak tego miejsca. Była to jakaś chatka lub szałas. Budynek zbity z desek wyłożony liśćmi. Nie był duży. David przyjrzał się ludziom którzy pochylali się nad nim. Były tam dwie dziewczyny i jeden chłopak. Twarze nic mu nie mówiły, ale jedna z dziewczyn przemówiła. Była piękna. Miała rude włosy sięgające za ramiona, były lekko falowane. Wyglądała na około 17 lat. Jej twarz była szczupła i owalna. Wydawała się smutna pomimo tego że się uśmiechała. Jej oczy były niebieskie. Wyglądały na takie w których można by się zagłębić jeśli tylko się dłużej popatrzy. O jej kobiecych kształtach również nie można było nic złego powiedzieć. Druga dziewczyna miała ciemne długie włosy oczy czarne pomalowane kredką. Wyglądała na skupioną i zamyśloną, ale także jakby się czegoś bała. Jedyny chłopak był blondynem. Włosy stawiane na żel twarz miał poważną, ale była też łagodna. Miał brązowe oczy. Wystarczyło w nie spojrzeć by wiedzieć że ma się do czynienia z osobą niezwykle inteligentną.
- Dobrze że ciebie znaleźliśmy. Byłeś nieprzytomny - powiedziała.
-Gdzie jestem? Co się stało - zapytał się David.
- Jesteś w kryjówce - odpowiedziała rudowłosa dziewczyna - Parę dni temu do mojego, Eryka i Adrianny domu weszło po kilka żołnierzy Armii Amerykańskiej. Chcieli nas pojmać ale byliśmy przygotowani na to.
- Ja i Eryk byliśmy u Megi - kontynuowała druga dziewczyna, zapewne Adrianna - musieliśmy uciekać tyłem. Od rodziców wiem że u mnie w domu też byli i wypytywali się gdzie jestem. Rozdzieliliśmy się.
- My z Megi - Mówił jedyny chłopak, Eryk - pobiegliśmy do lasu. Tam ich zgubiliśmy, Ada biegła do wioski. Jest tam stary bunkier jeszcze z czasów wojny. Schowała się i przeczekała. Potem wbiegła do lasu tam nas spotkała.
- Ale zaraz jacy żołnierze amerykańscy? - zapytał David - macie na myśli ludzi w czarnych mundurach i naszywką taką z siedmioramienną gwiazdą?
- Dokładnie o tych chodzi - powiedziała rudowłosa Megi - To jest jakiś wydział specjalny czy coś takiego.
- Oni byli u mnie. To jest tajna organizacja. - wyjaśnił David - wy też wykryliście spisek?
- Tak, teraz jesteśmy ścigani - powiedział Eryk.
- Jak się tu znalazłem? - zapytał David.
- Zabraliśmy ciebie z więzienia - powiedziała Megi - trafiają tam ludzie którzy są naprawdę mocno obłąkani, ale amerykańscy żołnierze umieszczają tam także tych którzy wykryli ich spisek. Nie chcą by ludzie się dowiedzieli. Teleportowałam się tam. Oni nie mogą. Zabrałam cię ze sobą tutaj. Potem już wiesz co było.
- Musimy znaleźć kapusia - powiedział David - nie możemy pozwolić by ktoś donosił i nas ograniczał.
- Masz jakiś plan? - Zapytała Megi.
- Musimy śledzić tych czarnych żołnierzy - odpowiedział David - Zobaczyć z kim się kontaktują. Potem ustalimy gdzie mają bazę.
- Okej - powiedziała Megi - ja z moim Erykiem zajmiemy się śledzeniem.
- Megi wiesz coś o magicznych symbolach jakiegoś boga? - zapytał David.
- Tak, ale niewiele - odpowiedziała Megi - Sama umiem użyć tylko jeden. No i mogę podróżować takimi bramami. Coś jakby łuk z marmuru w środku wypełniony czymś jakby fioletowa mgła. Te beż mgły nie działają.
- Dzięki Megi - powiedział David - ja postaram się w medytacji połączyć z przodkami. Może oni nam powiedzą coś czego nie wiemy. Musimy za wszelką cenę zemścić się na kapusiu.