Miało być #selfie z Pizą, tymczasem wyszło jak zwykle.
Nie jestem już w najmniejszym stopniu imprezowym potworem. Z dobrej imprezy, jaką była Ucieczka na plażę z Flirtini w Łące, zmyłam się o 23 z małym hakiem. Może zabawę psuła perspektywa pracy następnego dnia, nie wiem. Nie byłabym sobą, gdybym nie miała "ale". 3 tys. bawiących się, plaża pełna, scena podskakuje, woda, komary, trapy, bangery - super. 3 tys. osób, 6 punktów z kegami z browarem, co sprawiło, że na piwo czekałam w godzinnej kolejce (zaraz po wejściu na teren Ośrodka Sportów Wodnych), rozpychając się łokciami na prawo i lewo, kopiąc po kostkach jakiegoś gościa, który próbował robić ze mnie idiotkę wchodząc mi na plecy, a później upierając się, że teraz jego kolej, i nie byłabym wściekła, gdyby nie fakt, że zamawiał 20 piw, ja chciałam 4. Dwa dla mnie (skoro już stoję godzinę, to wezmę na zapas, nie?), jedno dla dziewczyny, która poprosiła, żebym uratowała jej życie, bo stoi i się dostać nie może, i jedno dla Mizi, która robiła za obstawę, ochraniając moje plecy. 6 wodopojów, 6 toy-toy'ów. Kolejka identyczna. Jeśli chodzi o organizację - padaka straszna. Odniosłam wrażenie, że solidnie zawyżam średnią wieku imprezowiczów. Juz w nocy strona wydarzenia zniknęła z facebooka. Przypadeg? Nie sondze. Wróciliśmy do domu, kładziemy się spać, rano praca...
Ale w tym miejscu niespodzianka - budzę się o 3 nad ranem, komplenie zatkana, myślę - zaraz wyzionę ducha. Nikomu nie życzę astmy, nawet najgorszemu wrogowi. Srał pies pracę, nie będę przecież siedziała za ladą blada jak trup i świszcząca jak blow-off w Subarynie. W tym miejscu pytanie: znacie jakieś domowe sposoby na zwalczanie astmy? Do lekarza dostanę się dopiero w poniedziałek, a nie wykluczam, że mogę nie dożyć.
Mam wakacje, więc mogę zmarnować trochę czasu --> http://ask.fm/Mad_Cherry