Późno, dochodziła północ, powinnam była już wracać, ale nie umiałam się z Tobą rozstać... Siedzieliśmy naprzeciwko wpatrzeni w siebie, oświetleni jedynie małą lampką. I wtedy ujrzałam przed sobą idealnego mężczyznę, takiego, o jakim marzyłam zawsze. Dostrzegłam w Tobie ideał już dawno, ale teraz było inaczej, odkrywałam to na nowo. Jak nigdy siedzieliśmy prawie się nie odzywając, skupieni jedynie na patrzeniu i słowa okazywały się zupełnie zbędne. Twój przenikliwy wzrok i powaga ustępująca chwilami lekkiemu uśmiechowi całkowicie mnie uwiodły... Coś we mnie pękło, pojawiło się kilka łez. Zrozumiałam, że nie mogę ciągnąć dłużej tego pożegnania. A trwało ono godzinę, cudowną godzinę, której nie chcę nigdy zapomnieć.