Rzadko kiedy uprawiam publiczny ból dupy, tym bardziej nie tutaj, ale może moje uzewnętrznienie się zmusi kogoś do owocnych refleksji...
Do rzeczy!
Otóż, jestem wniebowzięta, gdy ktoś przychodzi do mnie, i mówi: "Mam problem z moim koniem". Uwielbiam to zdanie; w znakomitej większości przypadków jest ono kwintesencją niewiedzy i lekkomyślności, i braku problemu. Albo raczej, jego odmiennej natury.
Przykładowo: "Mam problem z moim koniem, ponieważ jest nadpobudliwy, nie słucha mnie i bryka/ponosi/itd" - po czym w stajni okazuje się, że koń ten zjada rozmaite pasze i suplementy, w dawkach iście fantazyjnych, bez większej logiki i sensu - jedzenie to rozsądna osoba rozdzieliłaby na 3, a nierzadko 4 różne konie... Gdy mówię, że konia rozsadza energia, właściciel obraża się i sugeruje mi, że jestem sadystką głodzącą biedne koniki, a jego rumak jest zdrowy i szczęśliwy, tylko nieokrzesany.
Zazwyczaj jednak "karmiciel" nie potrafi wyjaśnić mi, na co/po co te wszystkie specyfiki. "Bo mu smakuje"...
Albo: "Mam problem z moim koniem, ponieważ nie lubi on wędzidła" - po czym widzę jeźdźca z mało stabilną ręką, łapiącego równowagę na wodzach kosztem końskiego pyska. Jak zatem ten koń ma lubić wędzidło..? Jednak kiedy poproszona o opinię odpowiadam, że dobrze byłoby popracować wpierw nad własnym dosiadem, dowiaduję się, że ja się nie znam, bo "na brązowej odznace dostałem 7 za dosiad", lub inny równie mocny argument. Autorytetem nie jest już trener ani nawet światowej klasy zawodnik, a jedynie kawałek papieru potwierdzający zdobycie odznaki, lub koleżanka z sąsiedniej stajni. Bo ponoć nie od dziś wiadomo, że "profesjonaliści nie patrzą na konia, tylko na osiągi". Choć nie mam pojęcia, jak dobry dosiad miałoby skrzywdzić rzeczonego konia profesjonalisty...
Dlatego też nie lubię być pytana o zdanie w takich kwestiach, ani nie lubię odpowiedzialności, jaka płynie z moich rad. Wymagając poszanowania dla dobra konia, często wymagam zmian, a ludzie zmian nie lubią.
Dostaję zatem szału, słysząc, że człowiek ma problem z koniem.
Nie, to zazwyczaj KOŃ MA PROBLEM Z CZŁOWIEKIEM.
I nie jestem zbyt odkrywcza. To samo powiedział Evans w "zaklinaczu Koni" wiele, wiele lat temu. Prawda, jak widać, obowiązuje do dziś...
A na zdjęciu King Ron P - ten na całe szczęście nie ma żadnego problemu. Zawodniczka też nie. Można? Można.