photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 18 LUTEGO 2014

Sen

Przyśnił mi się arab.

Gniady, zgrabny syn Kuhailana. Strzałę miał na pysku i cztery skarpety, jakby sam Bóg malował go srebrnym pyłem. Oko duże, bursztynowe, mądre jak u człowieka. Chrapy wypełnione wiatrem. Grzywa spływała mu do kopyt, jedwabista jak u kruczowłosej dziewicy.

Czekał na mnie w domu Przyjaciela, pasąc się na zielonej trawie. Był sam. Choć nawet go nie znałam, przyszedł do mnie i dał się osiodłać. Znałam za to rząd, w który go ubierałam: charakterystyczne siodło, ogłowie, wiedziałam, co to za sprzęt, czyj, dlaczego...

Dosiadłam go bez strachu, nie zadając sobie nawet trudu zebrania luźnych wodzy. Lekko docisnęłam łydki do jego lśniących boków. Pomknął przed siebie jak strzała i biegł długo: lekki, niedościgniony, niezmordowany...

Nie musiałam nim kierować. Znał drogę równie dobrze ja, zresztą wszyscy ludzie, których mijaliśmy, uśmiechali się i wskazywali nam kierunek. Muszę przyznać, że był najwygodniejszym, najdelikatniejszym koniem, jakiego kiedykolwiek dosiadałam. Zdawał się czytać mi w myślach, pokonując kolejne kilometry lasów i zielonych pól, i zdawał się być magiczny, bo jaki ziemski koń pędziłby tak długo bez przerwy na oddech?

Wreszcie w oddali zauważyłam znajome zabudowania. Widziałam je raz w życiu, lecz wiedziałam, że to tu. Mój arab biegł teraz jak wyścigowy czempion. Już z dala widziałam czekających na mnie przyjaciół. I tych ludzkich, i tych czworonożnych. W oddali szumiała cicho wielka, porywista podkarpacka rzeka.

A arab biegł...

 

**

TĘSKNIĘ ZA ŻYCIEM.........