ja, mojemu danielowi z plastiku. z klonu pod butem dziergasz dla mnie wieczorami tęgie włóczki.
ja jestem wstecz i ja rezygnuje, bo plastik jest metalem, a miedź już nie taka miedziana, bo topi się na rozgrzanym ciele i ścina, ścina oba białka.
stwarzając dwuosobowy kościół dogmat-sumienie. dwie kobiety zamieniły się smieniem, z czego tylko jedna jest bogiem. dzierżysz jabłko bez korony, berło bez tronu,
dlatego cię kocham.
i im bardziej jestem nie-równa,
tymbardziej mnie kochasz.
polidno.