Noc była zimna światło księżyca nawet w małym stopniu nie oświetlało drogi przed nim. Szedł szybko, nerwowo rozglądając się dookoła. Nagle zatrzymał się. Spojrzał za siebie. Zaraz potem słychać było tylko jego bieg. Nie zwracał uwagi na kierunek. Po kilku chwilach biegu dostrzegł światło zapewne to było oświetlone miasto. Przyspieszył. Dobiegł do bramy. Wskoczył do strażnicy, z trzaskiem drzwi, które zatrzasnął za sobą, i zabezpieczył ryglem. Łapczywie wciągał powietrze, jakby nie robił tego od dawna. Spojrzał na izbę. Wtedy stanął jak wryty. Strażnicy leżeli na podłodze. Nie zdążył zobaczyć nic więcej. Usłyszał uderzenie o drzwi. Odwrócił się. I to
było jego błędem. Poczuł ucisk na szyi, zimny dotyk ostrza.
- No i kogo my tu mamy czyżbyś zapomniał już o mnie, mój drogi? Osoba, która to mówiła, przycisnęła mocniej ostrze do szyi.Czyżbyś zapomniał już o tym mieczu? Zapomniał, co zrobiłeś z jego pomocą?
- Czego chcesz ode mnie?! Wywrzeszczał jednym tchem.
- Czego chcę? Tego, co Ty mi zabrałeś
- O czym ty u licha mówisz? Nie mam pojęcia, o co ci chodzi!!
- Masz - Postać obróciła ostrze i zrobiła drobne nacięcie na jego szyi.
Osobnik próbował się wyrwać, jednakże nerwowymi ruchami tylko pogarszał swoją sytuację. Przestał wierzgać, i zamilknął na chwilę.
- Masz pojęcie - powtórzyła postać z ostrzem. Długo naprawdę długo cię szukałem I nie ukrywam, że znalezienie cię daje mi satysfakcję Daleko uciekłeś aż do Vanthii? Strach ma duże oczy, ale że jest dalekosiężny, to nie wiedziałem Tym razem mi się nie wymkniesz zapłacisz za wszystko. Nie myśl, że jestem sadystą twoja śmierć nie będzie długa, i bolesna to nie mój styl w przeciwieństwie do twojego, gdy kawałek po kawałku, kończyna po kończynie mordowałeś moich bliskich - Zaśmiał się szyderczo. Czyż to nie ironia? Zginąć od swojego własnego miecza cóż, czas się pożegnać Pozdrów wszystkie swoje ofiary ciekawe, z jakim entuzjazmem przyjmą cię po tym, co im czyniłeś
Nie dał mu odrzec ani słowa. Nie tracił też czasu na finezyjny atak. Pociągnął zakrzywionym ostrzem po szyi, rozcinając tchawicę, razem z tętnicą Posoka prysnęła w górę, a z rany wydał się głuchy skrzek. Postać padła na ziemię bez ducha.
- Nie mnie jest skazywać cię na cierpienie wycierpisz się wystarczająco tam gdzie się udasz.
Teraz dopiero dało się dostrzec majstersztyk tego dzieła. Długa rękojeść, okrągły jelec, i długie, metrowe, odchylone ostrze, ociekającejeszcze nie zastygłą krwia. Tę katanę zdobył, gdy mścił się na współtowarzyszach zbrodni owego osobnika, leżącego na podłodze w kałuży własnej, wciąż jeszcze gorącej krwi. Odwrócił jego ciało, odchylił płaszcz, i spod niego wyciągnął długi, wąski przedmiot. Wyglądał jak miecz w pochwie. Postać wyciągnęła z niej ostrze. Broń była identyczna jak ta, którą przed chwilą dokonał zemsty. Przewiesił ją przez ramię, a drugą wsunął do wiszącej na plecach pochwy. Odsunął kaptur, odsłaniając swą twarz. Rysy twarzy nie wskazywały, by należał do rasy ludzkiej. Bardziej przypominał pół elfa, jednak było w nim coś dziwnego, odróżniającego go od nich. Jego długie czarne włosy opadały na ramiona. Oczy miały czarną barwę. Na sobie nosił czarny, długi płaszcz, czarne spodnie, i ciemne buty, okute metalem. Ruszył w kierunku drzwi, wyszedł, i po chwili zniknął w mroku
Jam trzymam miecz i ja zadaje cierpienie... wiec jam jest twym bogiem przybywam po zycie twe jak anioł ciemnosci z popiołu powstałem i wpopół sie obruce...LECZ TYLKO JESLI TEGO BEDE CHCIAŁ...