Ta jebana niemoc mnie wykończy. Dziś coś pękło we mnie, zauważyłem że to wszystko, to zapierdalanie do szkoły, w teatrze - nie ma najmniejszego sensu. Mam po prostu kurwa dosyć, dosyć tego że nie mam na moje zycie żadnego wpływu, że nie potrafię być szczęśliwy z kimś, komuć dać szczęscia, że boję się non stop, że nie mogę być kim chcę, że muszę być tym kim chcą inni, że nie umiem już chyba rysować, patrzeć na świat tymi oczym co jeszcze całkiem niedługi czas temu, że moja rodzina ma we mnie wyjebane, że nie znaczę więcej niż jebany pies, którym niestety ale będę musiał się stać, że przez pewne wydarzenia, nie umiem już odczuwac czegoś takiego jak miłość, nie wiem kto jest moim przyjacielem, komu ufać, a komu nie, nie wiem absolutnie nic o sobie, poza tym co powiedzą mi inni, że jestem chory, że to wsystko traci sens już od dawna po części z mojej własnej winy (cóż za paradox - nie mam wpływu na swe życie, poza tym że mogę je sobie spierdolić).
Mam kurwa dosyć, chcę znów odlatywać, chcę znów rysować i fotografować jak dawniej, mieć marzenia.
Nie mam kurwa marzeń. Jebał je wszystkie pies.