Powykręcany w kurwę, ledwo podnoszę głowę. Ledwo otwieram oczy, więcej chyba nie mogę.
Choćbym obiecał coś tobie i sobie. I tak przy pierwszej lepszej okazji znowu to zrobię.
Świat dziś pode mną powoli traci barwy. Krzyczę, że czuję, że żyję, mimo iż już prawie jestem˙ martwy.
Słychać śpiew, a w tle salwy. Granica to cienka linia, kolejna z papilarnych. Wypalmy to wszystko, wypijmy resztę.
I tak to miejsce nie da nam szans na więcej. Podaj mi rękę, a wskarzę ci drogę, przez dno dna ku niebu dzisiaj spotkasz się z Bogiem. Ogień spod powiek przepływa do ciała i im dalej, tym coraz cichszy jest hałas.
Nie ma tu racji dla˙ nas, sensu w planach. Tak będzie lepiej, tutaj ktoś nas okłamał.