Na swój sposób kocham bezsenność.
Obserwując pierwsze promyki słońca pełzające po ścianach, w głowie wirują najmniej spodziewane obrazy z mojego życia. Niektóre tak odległe, że pamiętam tylko ich urywki. Są gdzieś w środku, i w takich właśnie chwilach bezczynnego wparywania się w ciemność wychodzą na zewnątrz po latach.
I widzę siebie, kilkuletnią, jadącą samochodem przez śpiącą Warszawę z siostrą; widzę swoją małą twarz przytkniętą do szyby i oczy pożerające świat, którego nie znały. Świat pełen migających świateł i ludzi na ulicach.
Oglądam stare zdjęcia i staram odtworzyć w sobie uczucia, które wtedy czułam. I czuję je.
Jak dobrze, że są takie chwile.
Jak dobrze.