lubię kompromitować swoją osobę.
mój rekwizytorski babciny sweterek. gdy po spektaklu "Odlotu" na drugi dzień przyszłam w nim do szkoły Szymon zapytał: "A Ty zapomniałaś od wczoraj przebrać się z ciuchów Babci w normalne?"
dobra, bez komentarza.
przyleciała:D przyszła o 11 i zastała mnie w turbanie zasiadającą do śniadania miszcza.
poszłyśmy do Szlekera poukładać na półki żele, domestosy, proszki i inne takie. wróciłyśmy do mnie zrobić obiad i potem do Hani. Hanna, 14-miesięczna osóbka, która skradła moje serce. dziś na spacerze do Solanek powiedziała "Olu"! oczywiście nikt tego nie słyszał: pani Monika akurat rozmawiała z xRafałem, Dominik biegał w kółko i wrzeszczał, a Kamila uspakajała Dominika. gdy obwieściłam współtowarzyszom spaceru, że Hania właśnie powiedziała wyraźne "Olu" Dominik przypomniał mi, że mam na imię Olga, a nie Ola. ale fakt, że w domu jestem Ola i dla innych niektórych osób też to wcale nie jest istotny. pff.
marudzimy, narzekamy, że nie dostajemy od Niego, od życia tego, co byśmy chcieli, co jest dla nas dobre (wg naszego mniemania), a nie potrafimy docenić tego, co już otrzymaliśmy. nie potrafimy podziękować za te duże i małe rzeczy, nawet te drobnostki i z pozoru pierdoły, których zazwyczaj nie zauważamy. dlaczego słowo "Dziękuję" niektórych tak wiele kosztuje? tak ciężko przechodzi przez gardło? zdecydowanie za rzadko dziękujęmy, tak szczerze. i Mu i sobie nawzajem.