O północy, zamiast spać, patrzę. Patrzę jak kręci sie mój Bączek, kręcąc pupcią z prawa na lewo i z lewa na prawo. O trzeciej w nocy, a może to już rano, kto wie, On nie śpi, patrzy, na fruwające w każdą stronę małe rączki i słodkich min pięćdziesiąt osiem na sekundę. O szóstej rano nie śpimy. Gapimy się w najsłodszą, najpiękniejszą, najcudowniejszą, najwspanialszą... Naszą.
Rośnie nam, szybko, za szybko, zdecydowanie. A wraz z większym rozmiarem śpioszków powiększa się nasze szczęście. Uwielbiamy się w małych rączkach i paluszkach dziesięciu, w małych, gołych stópkach, w każdej przesłodkiej fałdce, we włoskach ciemnych, mokrych z gorąca i oczkach niebieskich, błyszcących, radosnych, patrzących tak głęboko i ufnie. Uwielbiamy troszkę mniej płacze i grymasy, ale kochamy je tak samo mocno, co uśmiechy, takie, takie, że ooooch - cały Świat by ogrzały.
Leżymy, obracamy się, łapiemy, ślinimy, gugamy, spacerujemy, machamy, całujemy, tańczymy, śpiewamy, recytujemy, chlapiemy, pluskamy, huśtamy, bujamy, grzechoczemy, szeleścimy, piszczymy... Zamieniliśmy nasz salon w plac zabaw, nasze dorosłe sprawy na Jej niemowlęce potrzeby, nasz świat w świat dziecka.
Mam do połowy zrobiony obiad, do połowy spiłowane paznokcie, do połowy posprzątaną łazienkę, w pół podlane kwiaty, w połowie uczesane włosy, w połowie zanalizowane ankiety do pracy magisterskiej. Codzienność mam do połowy, przez Nią. I dzięki Niej życie tak pełne, jak nigdy.
Jesteś moją Pszczółką? Moją Biedronką bez ogonka? Moją Groszką - Kokoszką? Jesteś. Jesteś moim wszystkim.