Nie mam siły dzisiaj, dosłownie.
Starczy.
Mickiewicz, Leśmian, Miłosz, Gombrowicz... mam dosyć.
Tekstologia. Mam dosyć.
Gramatyka historyczna, mam dosyć.
Jakieś szalone zawirowania.
A w domu tylko ja, kot i wąż.
Romantyzm, mam dosyć. Do tego stopnia, że ostatnio na zajęciach napisałem wiersz. 2 w zasadzie, a potem jeszcze 3 ;| Przepraszam.
Czas nieunikniony.Epitafium
Wszystko ma swoją kolej, nie przeczę
Jednak dlaczego tak boli
Pot ze mnie płynie, siedzę, się męczę
Zamknijcie me oczy, nałóżcie oboli
Czasy straszne, nieuniknione
Już drugi raz w mym życiu
Może już lepiej ducha wyzionę
Lub zgniję gdzieś w ukryciu
Pożegnaj rodzinę, pożegnaj sąsiadów
Bo wrócić do życia już nie chcę
Nadszedł już czas omawiania "Dziadów"
Nic już nie będzie takie jak wcześniej
Jakaś masakra, przychodzisz na zajęcia nieprzygotowany, nawet nie wiesz co było zadane na dzisiaj.
I okazuje się, że... Dziady
Denerwujesz się, miotasz wewnętrznie
A oni rozmawiają o Dziadach
Siedziesz z zamkniętym ryjem
A oni rozmawiają o Dziadach
Ani razu nie zabierasz głosu
I co, powiesz wykładowczyni, że masz uczulenie na Dziady?
No mam właściwie.
Pada śnieg, ja rzuciłem palenie, powinienem siedzieć nad Miłoszem.
A nie wiem co mam ze sobą zrobić właściwie
Albo się starzeję, albo głupieję
Albo naprawdę jestem polonistą