To jest prosta alegoria.
Niepewna historia.
Był kiedyś młody chłopak w mieście,
które zostało kompletnie zniszczone.
Młody człowiek nie miał nic.
Nic, co powinien chronić. Nie miał gdzie wracać.
Wszystko było pochowane pod gruzami.
Młody człowiek zauważył dziecko, które
zostało pogrzebane żywcem.
Młody człowiek poszedł do gruzowiska,
nie zważając na siebie.
Nie narzekając na swoje zdarte palce i zerwane paznokcie.
Ale po tym jak uratował dziecko, uświadomił sobie,
że matka jego też została pogrzebana żywcem.
Młody człowiek znowu podszedł do
gruzowiska, nie zważając na siebie.
Pomimo zerwanych paznokci, złapał
za szpadel i zaczął kopać.
Kiedy już wszystkie osoby zostały ocalone,
pojawiła się kolejna w potrzebie.
Młody człowiek znowu podzedł do gruzowiska,
znowu i znowu, nie zważając na siebie.
Pokryty kurzem, zmusił się żeby iść dalej.
Młody człowiek nie miał nic.
Nie miał powodu żeby posunąć się tak daleko.
Ale młody człowiek mógł to słyszeć.
Jęki, które dochodziły z pod gruzowiska.
Głosy zaginionych dzieci, które szukały swoich rodziców.
Ten dżięk nie mógł po prostu przejść koło jego uszu.
Ludzie widzieli osobę, samolubnie umartwiającą
siebie samego, jako bohatera.
Kiedy ludzie próbują się wydostać
z gruzów, stają się bohaterami.
Mogą walczyć, trzymając pokręcone widły w rękach.
To jest prosta alegoria.
Niepewna historia.
Jednak, teraz, tu stoi młody człowiek,
stracił dziewczynę, o którą dbał,
rozdarty przez niezdolność obronienia jej.
Chociaż nadal walczy. Tak.
Tu stoi bohater.
Nawet pokręcone widły mogą stać
się mieczem, który przetnie zło.
POzdro dla tych co zawsze...