z dzisiejszego spaceru.
Wyszłam z domu, bo siedzeniem nic nie zdziałam... bałam się tego natłoku myśli, chciałam odetchnąć morskim powietrzem... myśli miałam coraz więcej, bałam się coraz bardziej... strach przed narastającymi problemami w mojej głowie był ogromny. Spacer dobrze mi zrobił, przemyślałam wszystko, poukładałam...
Boję się tylko, że szczęscie spierdoli mi sprzed nosa, nie zauważe go albo będę głównym powodem rozpadu tego szczęścia.
Ten wieczór miał być moim, a jest jak każdy poprzedni... bezsensowny.
Znowu burdel w mojej głowie, nie wiem już czy to ja jestem moim problemem czy problem stara się za wszelką cenę mnie zniszczyć.?
cholernie tęsknię, a to dopiero 45 dzień w Gdańsku...
już wiem gdzie będę przesiadywała wieczorami ;) piękne zachody słońca, spokój i cisza.