Wiem, że długo mnie nie było.
Tak właściwie, to nawet nie potrafię logicznie ogarnąć tego, co się u mnie działo od ostatniego posta.
Nie wiem nawet, czy chcę to ogarniać.
Ale żeby zgrabnie wszystko streścić powiem tyle:
wróciłam do punktu wyjścia.
I jak zwykle nie wiem, co i jak.
Kto z kim, z czym w czym, itp, itd.
Najgorsze w ty wszystkim jest to, że zaczęła się jesień.
Obawiam się, że te 5 dni w Dublinie były ostatnimi słonecznymi dniami tego roku.
Zielono, zielono, słonecznie i zielono.
Tak więc życie toczy się dalej, w tych samych barwach i tym samym rytmie.