Lizbona - tam, gdzie raczej nie znają, co to przedwiośnie ani pozimie....
Cholerna pogoda, niewiadomo czy śmiać się czy płakać jak za oknem śnieg.... I jeszcze to przeziębienie... ehh...
Weekend za sprawą rekolekcji - Bogu dzięki - przedłuża się (jakiś positiv). Dla mnie już się zaczął, bo jutro zamiast szkoły czeka mnie drugi etap Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego. W poniedziałek udało się przejść pierwszą część eliminacji, zobaczymy jak będzie jutro. Jak też pójdzie dobrze, to dostanę się na szczebel wojewódzki. Ale nie wybiegam myślami aż tak daleko....
Bo czasem Pan Bóg nagle oświeca nas, że to co robimy nie ma sensu, nie ma przyszłości. Bo może jest wbrew Jego woli, albo to On zwyczajnie coś poplątał... Tylko że jak coś się nagle skończy, to nie znaczy, że to nie było potrzebne. NIc nie dzieje się bez potrzeby... Bo po prostu tak jest
"Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie,
mówię : Ty jesteś moim Bogiem,
w Twoim ręku są moje losy..."
(Ps 31, 15-16a)