Spotkałam ostatnio Szczęście, nie było moje. Miało słodki wygląd i urocze spojrzenie.
Zaraz , weźmy to od początku .
W sobotę poczułam tamtejsze. Było winowiście i gorzko . Niedzielą posmakowałam prawdziwej zimy w śniegu po kolana , dosłownie , i ściskając Miłość za rękę . Później pozwoliłam jej odejść jak gdyby nigdy nic , jakby się nie wydarzyło , jakby jej nie było . Poszła .
Poniedziałek, zimno nie było mi straszne . Wracając ze szkoły, kopiąc śnieg spotkałam powyżej wspomniane Szczęście. Nie było moje, ale strasznie przyjemnie się mu przyglądałam. Nawet zazdrość lekko mnie ukuła . I poczułam się jak samotna czterdziestoletnia kobieta, której zegar biologiczny wystukuje ostatnie minuty. tik.tak.
Tego typu uczucie jest straszne, kiedy przed oczami przeleci rutynowe życie i brak iskierki nadziei na odskocznie . Straszne . Uczciłam ową chwilę dymkiem , jakkolwiek to zabrzmi.
Następnego dnia na tej samej drodze spotkałam Dziecięcą Radość, którą dawało mi kopanie śniegu i sprawdzanie czy pod spodem jest lód. Mróz i czerwone policzki jak u małej dziewczynki nie wydały mi się wcale śmieszne.
Tak samo jak pisanie tego w takim miejscu jak fotoblog.
Własną głupotą jest wypuścić z rąk szczęście. To chyba jedna z największych ludzkich głupot, pomyłek i porażek .
Jakoś mi zimowo.
Brak sił na pozorny uśmiech . Mimo, że nie lubię gry pozorów, to jestem w niej najlepsza.
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika patka93.