Miałam napisać, jak fajnie bawiłam się nad morzem.
Ale zamast tego znów wyrzucę cały ferment zalegający w moim sercu, wyleję wiadro pomyj, goryczy i wściekłości. Bo właśnie taki koktajl mołotowa sprawia, że drżą mi ręce, jak ćpunowi na głodzie.
Dwa tygodnie.
Tyle mój umysł odpoczywał.
Regenerował się.
Żadnych powodów do złości.
Żadnych wybuchów płaczu w środku nocy.
Nic, po prostu sielanka.
Wczorajszy dzień zaskakująco pozytywny.
Rozmawiał ze mną jak z człowiekiem, ne jak z psem.
"Widzieliśmy to, byliśmy tam, w Chorwacji jest zajebiście i w ogóle".
Myślałam, że nie wiem... że znormalniał? Że zatęsknił za jedynaczką?
Taki chuj.
Rozbawiło mnie coś w grze, zaśmiałam się pod nosem.
Pierdolony królewicz oczywiście musiał się przebudzić i wyskoczyć na mnie z mordą, bo czemu nie.
Chuj, że jego żona spała obok.
Że może sąsiedzi nie chcą słuchać jego jazgotu.
"Wypierdalaj do Krakowa"
"Jebane dziecko komputera"
"Masz tylko pikselowych znajomych, pojebie"
Standard.
Norma.
Chciałabym powiedzieć, że przywykłam.
Ale znów wpadłam w histerię.
Znów płaczę od kwadransa.
Znów się trzęsę jak w febrze.
Znów powstrzymuję się, żeby nie wziąć z kuchni noża i go kurwa nie zajebać.
Po prostu go nienawidzę.
Kiedyś go zajebię.
Albo nie.
Niech po prostu zdycha w samotności, jak pies.
Skoro ma wyjebane na swoją rodzinę.
11 MARCA 2018
22 MARCA 2017
9 MARCA 2017
19 LUTEGO 2017
6 LUTEGO 2017
26 GRUDNIA 2016
2 LISTOPADA 2016
26 PAŹDZIERNIKA 2016
Wszystkie wpisy