Fot. Magdalena Adamkowicz
Przed burzą zazwyczaj jest tak, że dookoła zalega głucha cisza... ogarnia nas wrażenie pozornego spokoju jednak w sercu mimo tego rodzi się niepokój, że ta cisza nie jest czymś naturalnym... wszyscy chowają sie w domach, szczelnie zamykają okna i czekają na pierwsze gromy- zwiastujące burze...
Ide wtedy na ich spotkanie... jestem głuchy na ostrzeżenia i sygnały, ide śmiało na spotkanie nieuniknionego...
Pioruny jeden po drugim uderzają... blisko, coraz blizej...
Pracowicie nawijam na me serce zwoje kolczastego drutu... jeden po drugim, zwojów coraz więcej i więcej...Z drutem, szczególnie kolczastym i splątanym trudno żyć... trudno oddychać... Bóg nigdy nie obarcza cierpieniem ponad ludzkie siły- tak mówią... czy w to wierze? przecież jeszcze sie nie złamałem, jeszcze wstaje i chce iść dalej...
Pioruny uderzają coraz gęściej, nie jeden celuje we mnie... ból osłabia siły ale nie wolę i chęć walki... Bo nawet jesli wydaje sie, że droga jest trudna a cel daleki to czy to jest powód by szukać schronienia przed burzą?
Czekam na deszcz, bo on jest zwiastunem słońca, nowym początkiem... nowym życiem
Ten deszcz, który spadnie jest TOBĄ a TY jesteś tym deszczem...
Często jednak jest tak, że deszcz spada dużo póżniej... Właściwie to także nie jest powód by uciec przed szalejącą burzą...