uch, spuściłam z siebie parę, choć nie do końca...ale i tak jest dużo lepiej, szkoda, że rozmowy działają dobrze na krótką metę, a potem wszystko znów do mnie wraca i choć nie chcę z nikim się tym dzielić, to i tak widać, że nie wszystko jest super, bo po pewnym czasie już nie umiem regenerować sił w ten sposób. to tak jakby jeść i srać jednocześnie, oszczędzając czas. jednak ja nie lubię pośpiechu tak samo jak mój organizm i mózg, dlatego zamiast renegeracji wciąż przyjmują kolejne dawki ciosów, które krótko mówiąc wykańczają...nie wiem, co jeszcze. straciłam prawie wszystko co miałam wartościowego, na szczęście nie obarczam tym nikogo oprócz siebie samej. czas na zmiany...który raz to powtarzam? och. a, i jeszcze jedna rzecz - ale nie schrzań tego, najlepiej omiń szerokim łukiem. dzięki i dobranoc.