Bardzo lubię utożsamiać moje poczucie humoru z wyglądem fotobloga. Zaczęły towarzyszyć u mnie szarości. To nie to, że jestem nieszczęśliwa. Mamy luty, a ja mogę z uśmiechem na ustach powiedzieć, że w wieku 18 lat mam napisaną jedną własną piosnkę, zrobiony pierwszy klip i niczego sobie cover - jak na pierwszy raz i słabe doświadczenie w śpiewaniu ( bo nie mam żadnej szkoły ) to naprawdę dużo, a na dodatek pierwsze zdjęcia reklamowe również za mną. Jestem dumna z początku roku 2014 roku i jest on już usłany kolorem zielonym. Zawsze jest jakieś ale, nie narzekam.
Szaro jest, niekoniecznie negatywnie. Może trochę obojętnie. Wczoraj gdzieś przeczytałam, że przeciwieństwem miłości jest obojętność i to chyba tę obojętność czuję. Doznaję mnóstwo skrajnych uczuć, a mimo słabości mojego ciała, i tego że mam niską hemoglobinę i odczuwam częste zmęczenie, w zasadzie to nawet piję po 4 kawy dziennie..To na nic jestem chwilami taka bez energii. Ale skoro skrajne uczucia, to coraz częściej muszę emocje wybiegać. Emocje skąd? No własnie nic się nie dzieje, a łzy same napływają do oczu. Mówiłam już, że kocham biegać? Cokolwiek we mnie siedzi, podczas biegania, wszystko wyrzucam z siebie i razem z wiatrem większość przynajmniej na chwilę się ulatnia. Moje nerwy nie są tak słabe, z każdym oddechem i metrem odbudowuję jakąś granicę tych nerwów i może z czasem staną się stalowe. Uwielbiam biegać, bo to piękne obserwować, że pogoda jest taka sama jak moja dusza ( przynajmniej teraz ), albo to moja dusza jak ta pogoda. Prędzej można powiedzieć, że to ja przystosowuję się do niej, niż ona do mnie. Bo kiedy ona się zmienia, to tym razem tak było, zmieniłam się też ja. Chociaż to nigdy nie działa w lecie, wszystko zależy od stanu ducha, który tego lata miałam niemalże taki sam jak mam teraz. Oglądam tą szarość i gdzie nie gdzie wyblakłą zieleń kiedy biegam. To wszystko jest takie neutralne i w takich kolorach jak lubię. Na tym samym trybie robię moje zdjęcia Canonem. Inspirująco to na mnie działa, jednocześnie przygnębiająco. Choć wiem, gorzej byłoby w domu na krześle, tak jak teraz. Dlatego chce biegać częściej i czuć wolność. I obserwować twarze smutnych ludzi, którzy pewnie patrzą na mnie jak na nienormalną. Ciekawe co mają w głowie i o czym myślą spacerując wzdłuż promenady, czy po stadionie, na którym jest cholernie szaro.
Do tego wszystkiego utożsamiam się z kilkoma piosenkami, które są takie spokojne jak na te "jesienne" dni i wieczory, bo jak dla mnie to wróciła jesień. Nazwałam swoją youtube-ową playlistę "Cold days, Calm music". I tak jest, potrzebuję delikatnych dźwięków gitary, bo wróciła jesienna melancholia, a ja może i kolejny raz łamiąc zasady powiem, brakuję mi osoby, której powiedziałabym co mnie ostatnio denerwuje i trapi. I w takich chwilach potrzebuję otulających mnie ramion. Nie jestem zakochana, jestem w jakiś sposób niekompletna, ale nie czas i nie miejsce na to by znaleźć sobie 36,6 stopni do przytulania.
***
coś nowego: