Ta śmierć, przyjacielu, dotknęła mnie bardziej, niż wszystkie, które przeżyłam dotąd.
Ta śmierć dotyczyła mnie bardziej.
To ciało, tak mi znajome, że nieledwie zdawało się być kawałkiem mojego ciała, ma przysypać teraz ziemia.
Jego głęboko osadzone oczy, jego wiarę w życie, jego miłość.
A więc jestem tu ostatni chyba raz. Ale muszę coś napisać. Więc kiedy się zalogowałam zobaczyłam kilka wiadomości co się stało że już nie pisze (to miłe). No więc... trochę się pozmieniało.
Po pierwsze: Zmieniło się moje nastawienie do tego co się stało prawie rok temu. Dzięki osobie którą kocham ponad swoje życie nie myślę już o tym tak często. Jednak im bliżej jest ten zasrany dzień, tym bardziej ja czuję gule w gardle. To nadal jest we mnie czuje ze kawałek mojego serca nigdy nie "odrośnie", że to co się stało już zawsze będzie miało w mojej głowie taką małą celę.
Po drugie: Czuje się szczęśliwa z osobą którą kocham. Ale kocham ją tak naprawdę. To chyba druga osoba w moim życiu którą tak szczerze kocham, której szczęście jet wyznacznikiem mojego szczęścia.
Po trzecie: Nauczyłam się dziś czegoś ważnego. Ci ludzie którzy są niby szczęśliwi niech będą tacy dalej i nie zawracają mojej ani niczyjej "drogocennej" dupy swoimi żalami... bo przecież są szczęśliwi.
To tyle. Mersi Boku. Odmeldowuje się.