photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 18 GRUDNIA 2018
Wiem, że może jeszcze za wcześnie na podsumowanie roku. Ale wenę trzeba wykorzystać. W skrócie - rok pełen przeżyć, dorosłych przeżyć, szczerze mówiąc - zatarta granica między dzieciństwem/młodością a dorosłością. Wiem, wiem - mam dopiero 20 lat, ale i tak czuję się już staro. Ha, to znaczy tylko po części... ale o tym innym razem :P Pamiętam, że ten rok zaczął się mega kacem, ale z ukochaną osobą przy boku :) Moją miłością. Czuję, że tą prawdziwą i jedyną. Moje urodziny - zmiana kodu na dwa z przodu, jak się śmiałyśmy ze współlokatorkami. Och, mieszkanie z nimi... najlepsze współlokatorki jakie mi się trafiły do tej pory. Miały swoje za uszami, ale mimo wszystko, wtedy mogłam z nimi konie kraść :) Mieszkanie z Nim - tyle pięknych chwil, romantycznych, ale również smutnych, poruszających... zżyliśmy się tak bardzo, że nawet myślimy w tym samym czasie o tych samych rzeczach. Dla mnie to nie tylko zwykły związek, to także wspaniała przyjaźń, wsparcie... coś czego naprawdę zawsze chciałam i teraz trzymam jak najbliżej siebie. Mogę powiedzieć, że kocham szczerze i ze wzajemnością. Jeszcze wiele przed nami, nie tylko dobrych chwil, ale także sporo przeszkód... ale jestem dobrej myśli. Razem damy radę :) Zimowa sesja - pierwsza w życiu, przerażająca, a jednak owocna. Hah, oczywiście nie byłabym sobą gdybym czegoś nie spierdoliła i na przykład zaspała na ostatnią poprawkę. Co to był za stres! Dobrze, że On był przy mnie. Postawił na nogi, pomagał... Poszło, jakoś poszło :D Teraz jak na to patrzę to był naprawdę fajny czas :D Kolejny semestr, nowy wydział, nowi prowadzący, niepozorni... Zajęcia przeplatały się praktycznie z codziennym chlaniem, ale bardzo dobrze to wspominam. Choć wtedy niejednokrotnie miałam wyrzuty sumienia, złe samopoczucie nie tylko fizyczne, ale psychiczne... Naprawdę, teraz sądzę, że było mega beztrosko. Picie na akademikach, w ulubionym barze... do tej pory czuję to świeże powietrze ^^ haha, zapach grilla... problemy z otwieraniem wina... Letnia sesja - o zgrozo. Była poniekąd cięższa niż zimowa. Może dlatego, że więcej wychodziliśmy. Choć niektóre przedmioty poszły gładko. Ale nie z pewną panią od Psychologii Poznawczej... Niestety, wtedy dowiedziałam się, że czeka mnie "Kampania Wrześniowa" z tego przedmiotu. Ale pamiętam, że jak już wracaliśmy do domu jeszcze nie znałam wyniku, miałam nadzieje, że jakoś poszło :P ileż to tróję wstawić :P wracałam z Ukochanym, piłam piwo, i krzyczałam, że mam już za sobą pierwszy rok ^^ Czekałam na wyniki z niecierpliwością, nadzieją... Podobnie moja rodzina, która we mnie wierzyła... Nie udało się. Dostałam zegarek od babci zanim dowiedziałam się o wyniku. Miał być to prezent za zaliczoną sesję... Widziałam potem w jej oczach przejęcie... żal, ale nie z wyrzutem. Tylko bardziej ze współczuciem. Psia mać, nigdy nie chciałam ich zawieść... a jednak to się stało... ale nie mieli mi za złe. Ale ja się przejęłam. Potem pracowałam, rysowałam na zamówienie. Przyznaje, że wolny czas marnowałam. Ale taka jestem, leniwa kula :P W sierpniu dużo jeździliśmy. Najpierw z siostrą, ciocią i jej córką nad morze. Potem z rodzicami w Bieszczady. Spontaniczny wypad, krótki, trochę burzliwy... ale mimo wszystko byliśmy zadowoleni :) Żałowałam z jednej strony, że pojechałam nad morze. Miałam priorytety - nauka do poprawki i wyjazd z rodzicami. Ale oczywiście nie myślałam wtedy o sobie tylko o innych (i to właśnie zmieniam w sobie), czyli o cioci i pojechałam tam. Próbowałam sobie wytłumaczyć, że dobrze robię, że będzie fajnie, zdrowo, odstresuję się... w efekcie stresowałam się jeszcze bardziej. Teraz myślę, że mogłam odmówić cioci, w końcu już jestem dorosła, mam swoje sprawy na głowie. Może było też tam trochę jej winy, że mnie nie zrozumiała do końca. Nie wiem. Było, minęło. teraz inaczej będę takie sprawy załatwiać. We wrześniu znów pracowałam. Nadeszła pierwsza poprawa. Oczywiście ją zjebałam, bo jestem królową spierdolenia xd Pierwsza poprawka była najłatwiejsza. Nawet ściągnąć mi się nie udało. To była środa. Cały weekend w pracy. W poniedziałek zjechana jak Syzyf. W środę kolejna poprawka. I tak przez cały wrzesień... Ostatnie słowa i wzrok tej wrednej baby zapamiętam do końca życia... potem płacz, panika... telefon do domu... Niby nic się nie stało, ale nigdy mi tak nie wychodziło jak w tamtym okresie czasu... [Nie wspominając o przypale z mieszkaniem z lipca... ale o tym wie tylko moja przyjaciółka i siostra....] Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Otarłam łzy i jeszcze tego dnia znalazłam pokój. ZAJEBISTY. Duży, przestronny, dużo mebli, DRZWI NA KLUCZ, szok :D Cena też niezła, ale rodzice się zgodzili. Wszystko w imię nauki... I nastał październik. Pierwsze zajęcia. Oczywiście znów pod górkę, bo głupia selekcja w wyborze przedmiotów... ach, z tego powodu też płakałam. Ale, tak jak już mówiłam, nie ma tego złego (co właściwie uświadomiła mi moja kochana teściowa :D) - ułożył mi się plan tak, że nie mogłam narzekać. Co weekend byłam w domu, jeździłam w poniedziałki rano, więc byłam nieco dłużej. I to mi się podoba. Poza piątkami, gdzie kończę o 18. Ale nie jest tragicznie :P Dobrze wpłynęło na mnie mieszkanie w nowym miejscu. Prawie rzuciłam palenie... no dobra, ograniczyłam. Trochę zaoszczędziłam pieniędzy. Zaczęłam jeść inaczej, całkowicie inaczej prosperować pieniędzmi. Czasem ich trochę braknie, ale bez przesadyzmu :P Nawet trochę ćwiczyłam ^^ Wszystko rozpisywałam, każdy obowiązek na dany dzień. Byłam tym zachwycona. Aczkolwiek grudzień nie przyniósł takich efektów. Bardzo się rozleniwiłam. Ale to chyba dlatego, że nie zjeżdżałam do domu, cały miesiąc tutaj siedziałam. (Bo jednak weekend w domu bez aż takich uczelnianych obowiązków odstresowywał, były inne problemy rodzinne oczywiście, ale to błahostki, naprawdę.). Chyba się przemęczyłam tym wszystkim. Tym bardziej, że święta się zbliżają i tylko tym już żyję :) W domu były pewne problemy, konflikty... byłam smutna, zawiedziona za każdym razem jak przyjeżdżałam do domu... Nie wiem nawet jak opisać te wszystkie wydarzenia. Chyba najlepszym słowem będzie "kryzys", "gryzące się" pokolenia... ale teraz wydaje się, że jest w porządku. Oby tak zostało :) W każdym razie - mam kilka planów na 2019. Tym razem są bardziej przyziemne. I mam nadzieję, że je zrealizuję z nowym podejściem do osiągania celów :p oby nie było jak w grudniu :D Choć w starym roku planuję jeszcze ściąć włosy! 2018 minął szybko. Zresztą, każdy kolejny rok jakoś szybciej mija :P Chyba się starzeję :D Nie można powiedzieć, że był to zły rok. Żaden nie jest zły. Każdy czegoś uczy. Tak jak wspomniałam na początku - był to trochę czas gdzie nie potrafiłam jeszcze wyraźnie zobaczyć gdzie jest ta granica pomiędzy dzieciństwem a dorosłością. Czasami jestem twarda, potrafię załatwić sprawy jak należy. Ale czasem to pęka, staję się małą dziewczynką, niezdecydowaną, niewiedzącą jaką decyzję podjąć. Wiem, ze muszę to zmienić. I postaram się to zrobić. Trzeba zwalczać swoje wady :) Cholera, miałam położyć się o "normalnej porze", a tu już prawie 3... Każdemu, kto czyta moje wypociny - życzę spokojnych świąt. Wesołych, magicznych. Niech się spełnią wszystkie Wasze pragnienia. Niech będzie beztrosko i śnieżnie!
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika paraparaparadiseooo.