Miałam sen, można nazwać go koszmarem.
Chodziłam po miejscach, które dobrze znam. Byłam w nich z ludźmi których kiedyś szło nazwać "przyjaciółmi". Dziś tych ludzi nie ma, a miejsca zostały. W śnie każde te miejsce miałam przejść sama a kiedy już miałam z niego wyjść nagle umierałam. Dziwne.. Może chodziło o to,że czasem nawet przyjaźń tak rani, że aż zabija. Może chodziło o to,że w przyjaźni najłatwiej zabić zaufanie. Może chodziło o to,że czasem nie można liczyć na przyjaciół kiedy bardzo się ich potrzebuję. Nie wiem.. Zastanawiam się czemu akurat dziś miałam ten sen, dlaczego akurat nad ranem a nie w środku nocy..
Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Może nawet nie chce. Skoro tych osób nie ma, dlaczego mam rozmyślać na ich temat.. Oni wszyscy już zapomnieli.. Czemu ja też nie mogę?
Życie bywa niesprawiedliwe. Ktoś kto to wszystko wymyśla dla nas często się nami bawi i nie czuje się winny jeśli coś pójdzie nie tak.. Niestety tak dzieje się często..zbyt często.
Kwestia przyzwyczajenia się do tego, że nie zawsze wszystko musi być idealne, że życie to nie film 90minutowy...
Cóż to tyle na dziś. Miłego dnia. :)